Halniak Maków - Wiślanka Grabie 1:0 (1:0)
Bramka: Kozieł (31)
Halniak: Marzec - Gruca, Marut, Lozniak, Furman (63. Konrad Burliga) - Ryszawy (70. Szymula), Kozieł, Dyduch, Bobek (80. Kacper Burliga), Kikla (54. Król) - Kmak.
Już w pierwszej minucie, Kamil Dyduch zagrał dłuższą piłkę, Daniel Kmak powalczył o nią z obrońcami, po czym oddał strzał - na szczęście dla rywali wprost w ich bramkarza. Chwilę później, czujność Cieśli sprawdził jeszcze Wojciech Ryszawy. Po kwadransie rywale mogli - powinni - strzelić gola. Po wrzutce Leszka Taraska z lewej strony, Piotr Maśnica uderzył głową z najbliższej odległości. Niecelnie. Zapachniało golem. W odpowiedzi, Jacek Bobek przyjął piłkę pod presją, wziął obrońcę na plecy, dograł do Kikli, który zdecydował się na strzał z dystansu. Piłka wylądowała w rękawicach Cieśli. W 25 minucie kolejna "setka" dla rywali. Zamieszanie po rzucie rożnym, piłka spadła na piąty metr, gdzie czyhający na nią Zając huknął jak z armaty - na szczęście nad bramką. Chyba sam nie spodziewał się, że będzie miał tak wymarzoną sytuację. W 31 minucie, Bobek zgrał do Dyducha, ten ruszył do przodu, dostrzegł wbiegającego w pole karne Pawła Kozieła, efektownie przerzucił piłkę nad obrońcami, "Kozi" ładne dołożył głowę, wyprowadzając tym samym Halniak na prowadzenie. Piękna akcja, bramka wisienką na torcie. Chwilę później, kolejny raz pokazał się Dyduch. Szarpnął środkiem pola, po czym dograł do wychodzącego na pozycję Ryszawego, ten uderzył, ale niecelnie. W końcówce pierwszej odsłony rywale mieli trzy dobre sytuacje. W 40 minucie, po kornerze, Maśnica zgrał, Anioł uderzył z bliska... w słupek. Fura szczęścia. Chwilę później, po kolejnym stałym fragmencie, stojący na pierwszym słupku, Maciej Furman źle trafił w piłkę, czym mógł zaskoczyć własnego bramkarza. Na szczęście - Marzec był na posterunku. No i jeszcze 45 minuta. Błąd w ustawieniu, Zając dograł do Maśnicy, który wyszedł sam na sam z Marcem, ale uderzył obok słupka. Po godzinie gry, akcja prawą stroną, Domoń dograł wzdłuż pola karnego, a zamykający akcję Zając fatalnie spudłował. Pięć minut później, Konrad Leśniak minął kilku zawodników Halniaka, podał do Zająca, który znalazł się w rogu pola karnego, zszedł do środka, oddał strzał, ale niecelny. Po chwili, z rzutu wolnego spróbował Zięba, jednak Marzec nie dał się zaskoczyć. Halniak w tej części gry nie miał dobrej sytuacji. No dobra, może dwie aspirowały do takiego miana. W okolicach 65 minuty, idealna okazję do kontry. Piłka trafiła do Ryszawego, który miał po drugiej stronie Kmaka i jednego obrońcę przed sobą. Mogli wyjść dwa na jeden, no właśnie - mogli, bo "Rysiek" źle przyjął i akcja spaliła na panewce. W końcówce, przed szansą stanął Kacper Burliga, znalazł się z piłką na linii pola karnego, ale zamiast uderzyć, próbował podać i nic z tego nie wyszło.
- Wygraliśmy wolą walki, zaangażowaniem. Cały czas jesteśmy na "dotarciu". Sytuacje, które mieli goście, choćby po naszych stałych fragmentach gry, trzeba to zauważyć - wynikały z braku dyscypliny taktycznej. Wszystko mieli rozpisane, ale niektórzy drzemią na boisku, wyłączają się, to jest powód. Kiedy byliśmy poukładani, to rywale nie mieli tak łatwo. W pierwszej części było groźnie pod naszą bramką, po przerwie zagraliśmy lepiej, skuteczniej w defensywie. Szukamy optymalnego ustawienia. Praca, praca i jeszcze raz praca, tylko dzięki niej można coś osiągnąć. Dowód? Jacek Bobek, który dobrze pracuje na treningach, ja to widzę, i wyszedł w pierwszym składzie. Brakuje nam jakości piłkarskiej, ale idziemy w dobrym kierunku. Czasami boiskowe wybory są nieprzemyślane. Kiedy trzeba strzelać, podajemy, kiedy podawać, strzelamy. Cieszmy się z tych punktów. Nie przyszły nam łatwo, zwycięstwo zostało wyszarpane – powiedział trener, Piotr Stach.
Garbarz Zembrzyce – MKS Trzebinia/Siersza 2:2
Bramki: Adrian Sadowski, S. Puda
Garbarz: Wieczorek – J. Burliga, Adrian Sadowski, Mitka, Ł. Puda – Tomczak (70. Natkaniec), Artur Sadowski, Chodźko, Marek, Kuz (70. Teteruk) – S. Puda.
Faworytem tego meczu była Trzebinia, ale piękno piłki polega na tym, że jest nieprzewidywalna. A scenariusz tego meczu, to istne arcydzieło. Mecz był wyrównany. W 30 minucie, jeden z zawodników gości stanął przed sytuacją sam na sam z Wieczorkiem, ale trafił w słupek. W odpowiedzi, Sławomir Puda zatańczył w polu karnym rywali, ograł dwóch, ale „zabrakło mu nogi”, by oddać skuteczny strzał. Tuż przed przerwą, akcja gości, dośrodkowanie, strzał, a próbujący ratować sytuację Adrian Sadowski wślizgiem wbił piłkę do bramki. Chwilę po zmianie stron goście podwyższyli prowadzenie. Tym razem po dośrodkowaniu z prawej strony, wślizg wykonał Kuz, trafiając do własnej bramki. Trzebinia kontrolowała mecz, Garbarz próbował, ale ich akcje były szarpane. W końcu, po godzinie gry, jeden z zawodników gości zobaczył drugą żółtą kartkę. A po jakimś czasie kolejny! Starł się z Teterukiem, obaj zobaczyli po „żółtku”, problem w tym, że zawodnik gości miał już jedną na koncie. A więc Garbarz przez ostatnie piętnaście minut grał w przewadze dwóch zawodników. Trener Janik zlecił huraganowe ataki. Kontaktowego gola zdobył Adrian Sadowski. W końcówce gol numer dwa wisiał w powietrzu. Długo się nie udawało, aż w końcu… Sadowski do Chodźki, ten do Pawła Marka, który idealnie obsłużył Sławka Pudę, a najlepszy strzelec Garbarza wpisał się na listę strzelców.
- Jestem bardzo zadowolony z wyniku. Graliśmy z bardzo dobrą drużyną, przegrywaliśmy już dwoma bramkami, ale zdołaliśmy się podnieść. Po drugiej czerwonej kartce, czyli na kwadrans przed końcem, rywale skupili się na obronie, chcieli zrobić wszystko, żeby dowieźć zwycięstwo. My zaatakowaliśmy i to się opłaciło – podsumował trener Garbarza, Zdzisław Janik.
MKS Babia Góra – Płomień Sosnowice 1:2
Bramka: Żmuda
Babia: Kachnic – Rzepka, Kudzia, Stróżak, Rzeźniczak (82. Barzyczak) – Pacyga (70. Dyduch), Bałos, Sumera (70. Świerkosz), Żmuda (60. Szarlej) – Wójtowicz, Burliga.
Wynik spotkania otworzyli goście. Błąd w obronie, Kachnic wyszedł do piłki, nie krzyknął „moja”, obrońcy byli zdezorientowani, duże zamieszanie i piłka wtoczyła się do bramki. Wyrównał Amadeusz Żmuda, który wykorzystał bardzo dobre podanie od Przemysława Burligi. Decydujący gol padł po błędzie Pacygi, który chciał wymusić faul, jednak sędzia nie użył gwizdka, poszła kontra, obrona była spóźniona i „tragedia” gotowa. Babia Góra miała co najmniej dwie dobre sytuacje. Po dobrych wrzutkach z bocznych sektorów (odpowiednio Rzepki i Pacygi), do strzałów dochodził Burliga, ale zabrakło mu precyzji. Za pierwszym razem został zablokowany, za drugim trafił w bramkarza. W końcówce, z woleja uderzył Świerkosz, ale bramkarz był tam, gdzie być powinien
- Przy obu bramkach mogliśmy zachować się lepiej. Zdrzemnęliśmy się, co wykorzystali rywale. Mamy młody skład, całkiem nową drużynę. Brakuje nam doświadczenia. Kiedyś musimy go jednak nabrać. Uczymy się na porażkach. To musi zaprocentować w przyszłości. Chłopcy są chętni do pracy, co cieszy. Gra nie była zła, ale rywale górowali jeśli chodzi o cwaniactwo. Mieli w składzie kilku rutyniarzy, którzy widać, że gdzieś kiedyś pograli – powiedział trener Babiej, Sławomir Bączek.
Jordan Jordanów – Przełęcz Łopuszna 5:2
Bramki: F. Tyrpa, Kołodziej, Kulak, Sochacki, Brzana
Jordan: Piosek – Kołodziejczyk, Hodana, F. Tyrpa, Kulak – Wójtowicz, Brzana, Paś (56. Funek), Kołodziej (73. Dudek) - G. Tyrpa, Sochacki.
Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 3:1. Wynik w trzynastej minucie otworzył Filip Tyrpa, który wykorzystał rzut karny, podyktowany za faul na Wójtowiczu. Drugiego gola po strzale z dystansu zdobył Kołodziej. Trzecią bramkę uzyskał Kulak, wykorzystując sytuację sam na sam z bramkarzem. Goście trafili tuż przed przerwą. W drugiej połowie poprzeczkę podwyższyli Sochacki i Brzana. Odpowiednio w 51 i 58 minucie.
- Mieliśmy w tym meczu okresy dobrej gry. Dwadzieścia minut w pierwszej i dwadzieścia minut w drugiej połowie. W tym czasie zdobywaliśmy gole. Ogólnie mieliśmy mnóstwo sytuacji. Wszyscy z przodu, poza defensywnym pomocnikiem Adamem Wójtowiczem, mieli po jednej, dwie okazje. Dobry start. Po czterech meczach mamy dziewięć punktów. Rok temu na tym etapie mieliśmy trzy. Cieszymy się, choć teraz czekają nas trudne mecze, które powiedzą nam, o co walczymy. W tym tygodniu rozegraliśmy trzy mecze, bo w środę też była kolejka – powiedział trener Jordana, Zdzisław Gacek.
KS Bystra – Strzelec Budzów 1:0
Bramka: Błachut
KS Bystra: K. Gałka – Pociąg, Sroka, Ciapała, Mikołajczyk – Szewczyk, M. Bisaga, Basiura, Błachut (87. Kulka) – A. Gałka (46. Chorąży), Wójtowicz (85. J. Bisaga).
Strzelec: J. Gielata – Kwaśniowski, Kąkol, Marek Daniel (80. Lasek), Burliga - Grygiel, Gałuszka (60. Wrzodek), Trzop, Pieczara (65. D. Gielata) - Mateusz Daniel, Sergiel (55. Polak).
Mecz był wyrównany, obie drużyny miały swoje sytuacje. Może nie klarowne, ale miały. Jeśli chodzi o gospodarzy, to w czwartej minucie Basiura nieznacznie pomylił się z rzutu wolnego, w 33 minucie – Wójtowicz zmarnował sytuację sam na sam, a w 55 minucie Błachut nie wykorzystał „setki”. Poza tym obrońcy Strzelca wybili z linii piłkę po strzale Wójtowicza, groźnie pod ich bramką było jeszcze po „centrostrzale” Ciapały. W dobrej dyspozycji był też bramkarz Bystrej, który wybronił dwa groźne strzały. Dominik Sergiel próbował z siedmiu metrów, a Mateusz Daniel z pola karnego. Bramka na wagę trzech punktów padła w 70 minucie. Sroka uderzył z rzutu wolnego, bramkarz zbił piłkę na słupek, dopadł do niej Piotr Błachut i dopełnił formalności.
- Bardzo przeciętny mecz. Gra był apatyczna, okazji nie było zbyt wiele. Bramkę straciliśmy po rzucie wolnym. Błąd przy wyprowadzaniu piłki popełnił Marek Daniel i potem musiał ratować się faulem. Wyglądało to na mecz przyjaźni, w którym ani jedni, ani drudzy nie chcą zrobić sobie krzywdy - powiedział trener Strzelca, Łukasz Reciak.
Mateusz Stopka
foto: Zbigniew Smolik