Sokół Przytkowice - Tempo Białka 0:1
Bramka: Harańczyk
Tempo: Kłapyta – Woźny, Bielarz, Sz. Marek, Lenik – Harańczyk (80. Drobny), Kaczmarczyk, Mentel, Puzik – Goryl (90. Białończyk), Młynarczyk.
Tuż przed zmianą stron, Michał Puzik dośrodkował w pole karne, Sebastian Młynarczyk powalczył o piłkę, ta przeszłą dalej, dopadł do niej Mateusz Harańczyk i otworzył wynik meczu. Po przerwie, Sokół zagrał odważniej, ale ich akcje zawiązywały się do trzydziestego metra. Im bliżej bramki, tym gorzej. Nie mieli pomysłu na sforsowanie obrony gości. Tempo skupiło się na kontrach. Okazję miał Puzik, ale zbyt długo zwlekał ze strzałem i został zablokowany. Później, jeden z obrońców Sokoła zagrał ręką we własnym polu karny, ale sędzia nie zareagował. W końcówce, Paweł Kaczmarczyk uderzył z pola karnego, ale piłka minęła bramkę.
- Mecz walki, w pierwszej połowie mało akcji. Kamil Lenik uderzał po zgraniu Goryla, a poza tym niewiele się działo. Rywale grali ładnie, ale tylko do trzydziestego metra. Mecz pod kontrolą, ale nauczeni doświadczeniem sprzed tygodnia, nie mogliśmy być pewni. 1:0 to marna przewaga, wystarczy jedna chwila zapomnienia. Na szczęście, nam się nie przytrafiła – ocenił kierownik Tempa, Mariusz Sałaciak.
Jałowiec Stryszawa – Zagórzanka Zagórze 1:2
Bramka: G. Jodłowiec
Jałowiec: Kobiałka – Starowicz, Brytan, K. Jodłowiec, Iciek – Gazurek, G. Jodłowiec, P. Pindel, Szklarczyk – Świerkosz, Głuszek.
W 35 minucie, po akcji kombinacyjnej, Grzegorz Jodłowiec precyzyjnym strzałem wyprowadził gospodarzu na prowadzenie. Kolejne sytuacje mieli Tomasz Szklaczyk i Piotr Pindel. Szklarczyk główkował z bliska, ale źle trafił i akcja spaliła na panewce, natomiast Pindel po podaniu Jodłowca wyszedł sam na sam, jednak strzelił wprost w bramkarza. Zagórzanka wyprowadziła dwie, trzy akcje i strzeliła dwa gole.
- O wyniku meczu przesądziła nasza nieskuteczność. Każdy wie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. I kolejny raz ta zasada znalazła uzasadnienie. Po strzeleniu gola na 1:0, mieliśmy kolejne sytuacje, mogliśmy zapewnić sobie spokój, ale nie udało się i rywale to wykorzystali. Stworzyli dwie, trzy okazje, strzelając dwa gole. Niemal 100% skuteczność. – powiedział trener Jałowca, Krzysztof Jodłowiec.
Cedron Brody - Naroże Juszczyn 4:2
Bramki: Ceremuga, M. Drobny
Naroże: Fidelus – Gąstała, Ceremuga, Kulka (36. Sala) – Ferek (70. Pietrzak), R. Drobny, Kryjak, Kuszyk (85. Kardaś), G. Ferek - Lipka, M. Drobny.
Cedron zaczął mocno, dziesięć minut i dwie bramki. Kontaktowego gola zdobył Marcin Ceremuga, który oddał efektowny strzał - z dystansu - bezpośrednio z rzutu wolnego. Po chwili, Marcin Kryjak dograł do Tomasza Lipki, ten minął dwóch rywali, bramkarza, uderzył w stronę bramki, jeden z obrońców próbował ratować, jednak wybijając - nastrzelił Marcina Drobnego. Remis. Potem an boisku pojawił się Marcin Sala i po dziewięciu sekundach poszedł pod prysznic. Czerwona kartka. Po przerwie, Naroże mimo gry w osłabieniu prowadziło grę, ale straciło – jak powiedział trener - frajerską bramkę. W końcówce musieli się odkryć, co kosztowało gola numer cztery.
- Początek był dramatyczny, już po dziesięciu minutach przegrywaliśmy 0:2. Moi zawodnicy chyba spali. Nie potrafię inaczej tego wytłumaczyć. Druga sprawa, że jedna z tych bramek była kontrowersyjna, po spalonym. Po tych bramkach nastąpiło przebudzenie, przejęliśmy inicjatywę i ostatecznie wyrównaliśmy. W 36 minucie zrobiłem zmianę, wszedł Marcin Sala i… chyba trafi do księgi rekordów Guinnessa. Po kilku sekundach obejrzał czerwoną kartkę. Pierwsze wejście, w okolicach środka boiska, wślizgiem i sędzia wyrzucił go z boiska. Kontrowersja. Moim zdaniem, żółtko – tak, czerwona - absolutnie nie. W drugiej połowie, mimo gry w osłabieniu, kontrolowaliśmy mecz, ale straciliśmy bramkę. Jak frajerzy. Nie wiedzieć czemu, Ferek podał do zawodnika rywali, który wyszedł sam na sam i strzelił gola. W końcówce odkryliśmy się, co kosztowało gola numer cztery – powiedział trener Naroża, Jakub Jeziorski.
Halniak Targanice - Lachy Lachowice 5:1
Bramka: M. Chorąży
Lachy: Nowak – Kubieniec, M. Chorąży, Ponikwia, M. Kachel – Urbanek (70. Lasik), Banaś, D. Kachel, Małysiak – P. Gach, Pyrzyk.
Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 2:0. Gra była wyrównana, z lekką przewagą miejscowych. Lachy miały dwie sytuacje, których nie wykorzystali Tomasz Banaś i Sebastian Pyrzyk. Rywalom kilka razy przeszkodził Łukasz Nowak, ale w sumie strzelili pięć goli. Honorowego gola w 60 minucie zdobył Marcin Chorąży, który wykorzystał rzut karny, podyktowany za zagranie ręką po strzale Daniela Kachla. Lachy popełniały błędy w kryciu, w rozegraniu, które kosztowały bardzo wiele. Pewnym usprawiedliwieniem są jednak braki kadrowe.
- Wygrała drużyna, która bardziej chciała. Miejscowi grali z większą agresją, determinacją i mieli po prostu więcej motywacji i możliwości. W naszych szeregach zabrakło kilku ważnych zawodników, jak Mariusz Gach czy Dawid Kachel. Ale nie chcemy się tłumaczyć, bo kadra jest na tyle szeroka, że powinniśmy sobie poradzić. W pierwszej połowie nasza gra była szarpana, za dużo niedokładności. Ogólnie zagraliśmy poniżej oczekiwań – ocenił trener Lachów, Krzysztof Chorąży.
Grom Grzechynia – LKS Bieńkówka 4:2
Bramki: Czubin, Piotr Surmiak (dwie), Kudzia – Klimowski, Chromy
Grom: S. Krupczak – Dyrcz (Paleczny), Białończyk, Paweł Surmiak, Urbański (Bogacz) – Ł. Krupczak, M. Surmiak, Ceremuga (Tokarz), Kudzia – Czubin, Piotr Surmiak.
Bienia: Szczurek – Wojterski, Mruc, Pęcek - Burliga, Lewandowski, A. Sałapat, Sarna, Klimowski - Chromy, Gąstała.
Pierwsza połowa przebiegała po myśli gospodarzy. Objęli prowadzenie po strzale Piotra Surmiaka. Najlepszy strzelec Gromu, wykorzystał daleki wrzut z atutu Grzegorza Ceremugi i mocnym strzałem pokonał bramkarza rywali. Drugiego gola uzyskał – a jakże! – kompan z ataku, Tomasz Czubin. W drugiej połowie podwyższył Piotr Surmiak, który tym razem trafił z rzutu karnego. Na raty, ale ostatecznie pokonał bramkarza. Goście odpowiedzieli golem Chromego, któremu idealnie dograł Jarosław Gąstała. Miejscowi jednak ani myśleli stracić prowadzenie, więc zabrali się do roboty. Efekty piorunujące. Po wrzutce w pole karne, Czubin zgrał piłkę Bartłomiejowi Kudzi, który wpisał się na listę strzelców. „Bienia” nie zrezygnowała. Strzelili drugiego gola, który ustalił wynik spotkania.
- Zagraliśmy trzeci mecz w ciągu tygodniu i moi piłkarze czuli to w nogach. Środowy mecz z Garbarzem był niezwykle trudny i wycieńczający pod względem fizycznym. Z Bieńkówką wygraliśmy, choć graliśmy stosunkowo słabo. W pierwszych dziesięciu minutach mogliśmy strzelić kilka bramek. Niestety, zawiodła skuteczność. Do przerwy prowadziliśmy dwoma bramkami. Tuż po przerwie zrobiło się 3:0. Strzeliliśmy w sumie pięć bramek, jedna – Tomka Czubina - nie została uznana, choć powinna. Nerwowa atmosfera była do końca, bo Bieńkówka „szalała”. Składam im gratulację, ale jak tak dalej będą grać, to nie dograją do końca sezonu, za dużo kartek łapią. Mecz był teatrem jednego aktora. Najlepszy zawodnik na boisku, to Jarosław Gąstała – powiedział trener Gromu, Stanisław Klimala.
- Mecz, który długo analizowałem i zastanawiałem się - dlaczego przegraliśmy. I teraz wiem, przegraliśmy ponieważ nie wykorzystałem dwóch stuprocentowych sytuacji. Trzeba było zachować się lepiej. Ocenę zawsze należy rozpocząć od siebie, przy stanie 1:1 piłka ląduje na słupku Gromu, i w tej samej akcji po przypadkowych zagraniach tracimy drugą bramkę(!), coś nieprawdopodobnego, zabrakło nam szczęścia. Przed pierwszym gwizdkiem sędziego miałem rozmyty obraz i ból głowy, nie miałem dużego wyboru, ale w każdej sytuacji trzeba sobie radzić. Ustawiłem zespół tak, jak mogłem, choć sądzę, że popełniłem błąd, który skorygowałem po stracie drugiego gola. Wiedziałem, jak powinniśmy grać, ale rzeczywistość w "w kotle atletów" okazała się inna. Na boisku w Grzechyni, trzeba grać twardo, nieustępliwie i przede wszystkim nie można popełniać błędów. Nam dzisiaj ta sztuka się nie udała. Jako trener LKS-u - pomimo wyniku - jestem zadowolony i zbudowany postawą zespołu, rezultat mnie nie satysfakcjonuje, ale muszę go przyjąć. Moi podopieczni chcieli grać w piłkę, a to jest dla mnie najważniejsze. Kopnij-biegnij to żadna gra, tylko sposób na zdobycie punktów. Mnie takie coś - jako trenera - nie interesuje, nawet kosztem wyników. Tak to może grać moja żona! Sorry. Chłopaki starali się, pomimo indywidualnych błędów, które się zdarzają, to tylko piłka, byliśmy konsekwentni w swojej grze, szkoda bo ten mecz był na remis. Teraz można gdybać, żal dwóch kapitalnych sytuacji z pierwszej połowy (słupek Klimowskiego, uderzenie Gąstały), po przerwie też wypracowaliśmy sobie sytuacja, ale zabrakło szczęścia (Klimowski, Gąstała, Burliga, Chromy). Dzisiaj wygrała siła, przepychanka, ale takie mecze też trzeba grać choć to z piłką nożną wiele wspólnego nie ma, no cóż… – ocenił trener „Bieni”, Jarosław Gąstała.
Żuraw Krzeszów – Błyskawica Marcówka 3:0
Bramki: Ćwiertnia, M. Kawończyk, Wajdzik
Żuraw: Mika – Zawora, Popielarczyk (75. Piątek)(85. Baca), G. Kawończyk (80. Pilarczyk), Nowak – Talaga, Fidelus, Skrzypek (60. Targosz), M. Kawończyk – Ćwiertnia, Wajdzik.
Wynik otworzył Krzysztof Ćwiertnia. Akcję zapoczątkował Mika, piłka trafiła do Wajdzika, ten przeprowadził rajd, dograł do Ćwiertni, który z zimną krwią trafił do siatki. Po golu gospodarze cofnęli się, co mogło drogo kosztować. Marcówka stworzyła kilka sytuacji, ale żadna z nich nie zakończyła się golem. Żuraw przetrwał ten napór, wykazując się przy tym dużą cierpliwości. Ostatecznie dobrze na tym wyszedł, bo w 65 minucie Ćwiertnia pięknie obsłużył Michała Kawończyka, który wpakował piłkę do sieci. Trzeciego gola po indywidualnej akcji uzyskał Wajdzik.
- Chcieliśmy szybko zapomnieć o ostatnim meczu, kiedy to przegraliśmy w Zawoi. Cieszymy się, że ta sztuka nam się udała. Do przerwy prowadziliśmy jednym golem, trochę szczęśliwie, bo w ostatnich minutach rywale przycisnęli. Dobrze egzekwowali stałe fragmenty gry i pachniało golem. Na szczęście – przetrwaliśmy ten napór, a po przerwie rywalom zabrakło sił, już nie atakowali z taką werwą. Błyskawica to groźna drużyna, dobrze operująca piłką. My zagraliśmy konsekwentnie, cierpliwie, co się opłaciło. Dobrze w bramce wypadł nasz napastnik – powiedział trener Żurawia, Jacek Kudzia.
Świt Osielec – Dąb Sidzina 1:2
Bramki: G. Traczyk – Lipa, Szpak
Świt: K. Traczyk – Łach, Bachul, Wilgierz (46. Guzik), Herman (60. Wronka) – Oleksa, Kopacz, G. Traczyk, Kalemba – W. Traczyk (75. Drobny), Malik.
Dąb: Motor – J. Kostka, P. Kostka, Pelcel (55. Malaga) – Handzel, J. Gałka (65. Chorąży), Lipa, Jaromin, Ł. Kolaniak (80. Czarny) – Szpak (85. Sutor), Korbel.
Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem gości. Bramka była nieco kuriozalna. Sam na sam z Motorem wyszedł Wojciech Traczyk, nie trafił, poszła kontra, którą wykończył Mariusz Lipa. Idealne potwierdzenie tezy, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Po przerwie, z rzutu karnego wyrównał Gabriel Traczyk. Dąb nie zrezygnował. Kolejna udana akcja i gol Mateusza Szpaka. Decydujący o losach meczu. Obie drużyny kończyły mecz w „dziesiątkę”. Za pyskówkę drugie żółtko obejrzał Daniel Handzel, potem w podobnych okolicznościach wyleciał zawodnik Świtu.
- Po pierwszej połowie powinniśmy prowadzić pięcioma bramkami, jednak nasza skuteczność wołała o pomstę do nieba. Rywale stworzyli 3-4 sytuacje i strzelili dwie bramki. My tych okazji mieliśmy multum, a trafiliśmy tylko z rzutu karnego. Bramka była „zaczarowana”, nie chciało wpaść. Trzy sytuacje Wojtka Traczyka, dwie Mateusza Malika, jedna Gabrysia Traczyka… - wyliczał trener Świt, Witold Romanowski.
Mateusz Stopka
Dodano dnia 24.08.2015, 10:07
Piłkarska niedziela: Dobre wyniku Gromu, Żurawia i Tempa
Niedziela była niezwykle ciekawa. Tempo wygrało na wyjeździe, zwycięstwo zapewnił Harańczyk. Po emocjonującym meczu, Grom pokonał „Bienię”. Świt zmarnował wiele okazji, co kosztowało punkty w meczu z Sidziną. Naroże pechowo poległo w Brodach. Po kilku sekundach przebywania na boisku czerwoną kartkę zobaczył Sala.
Lubię to
Dodaj komentarz