Dodano dnia 26.12.2018, 10:49
„Mentos” – kapitan z krwi i kości!
Cykl, który tworzymy w naszym powiecie poprzez przepytanie osób związanych z piłką nożną, ukazuje nam zgoła odmienne historie każdego z nich. Było o Szymonie Pająku, który marzy o Ekstraklasie, o Piotrze Bagnickim, który zna ją od kuchni i o Szymonie Witku, który miał w niej przyjemność zadebiutować. Artykuł z braćmi Drobny ukazał ich nierozłączność, a dokładniej to, że jak odnosić sukcesy to tylko z bratem. Historia Dominika Bazińskiego przedstawia jego ogromną wolę walki pomimo przeciwności losu. Przedstawieni trenerzy również sporo się różnili. Zresztą kto czytał ten wie. Dziś przedstawiamy piłkarza dla którego liczy się jeden klub i nieprzerwanie od 17 lat broni właśnie tylko jego barw. Patrząc na powyższe - pewne jest to, że wszystkich do tej pory przepytanych łączy ogromna pasja do futbolu, a różnorodność w tym przypadku dodaje dodatkowego smaczku.
Lubię to
W dzisiejszych czasach piłkarze najczęściej regularnie zmieniają kluby i rzadko kiedy dłużej grają w jednym miejscu. Zarówno w sportowej elicie jak i w ligach regionalnych są jednak wyjątki. Jak jednym słowem można nazwać przynależność od początku do końca do macierzystych barw? Wiernością! Takim właśnie charakterem dysponuje Paweł Mentel, który nieprzerwanie od 17 lat broni barw Tempo Białki.
„Moją przygodę z piłką nożną zacząłem w piątej klasie podstawówki. Pewnego dnia po szkolnych zajęciach, wracałem z moim przyjacielem Piotrem Targoszem do domu. Wtedy to Piotrek namówił mnie do gry w klubie i bez wahania postanowiliśmy się zapisać do trampkarzy klubu Tempo Białka. Wtedy marzyłem być bramkarzem, ale trener widział mnie w formacji ofensywnej. Szło mi całkiem dobrze, a w sezonie strzelałem po kilkanaście bramek. Po grze z przodu nadszedł czas na zmianę formacji. Kolejni trenerzy widzieli mnie jako obrońcę i na tej pozycji pozostałem do dziś. Teraz wiem, że był to dobry wybór. Obrona to ogromna odpowiedzialność, ale zagrać na zero z tyłu jest uczuciem bezcennym. W tamtych czasach o piłkarski strój trzeba było walczyć, bo rzesza chłopaków była chętna do gry, a jej ciągle było mało. Pamiętam, że mieliśmy założoną taką osiedlową ligę, w której uczestniczyło osiem drużyn i każda miała swoje boisko gdzieś na polu. Rozgrywaliśmy mecze u siebie i na wyjeździe, grając tym samym rola na rolę. Były to całkiem inne czasy niż obecne gdyż nie siedziało się przy kompie tylko z kuplami na boisku. Po etapie gry w trampkarzach nadszedł czas na przejście o level wyżej, a więc na szczebel juniora. W pierwszym sezonie dostaliśmy lekcję życia, spadając z ligi, ale później było już tylko lepiej. Za trenera Marcina Wnętrzaka potrafiliśmy zwyciężać, grać jak natchnieni, zdobywać awanse, wygrywać ligę. Działacze widzieli nasze sukcesy i zaczęli nas wprowadzać w seniorską piłkę. Na początku grałem zarówno w juniorach jak i seniorach, a wszystko zależne było jak układały się mecze. Od sezonu 2006/2007 zacząłem grać już tylko i wyłącznie jako senior w klasie rozgrywkowej B, a pod koniec rundy jesiennej byłem na testach w Gwarku Zabrze. Wszystko było dograne, radość była niesamowita, ale też strach przed nowym miejscem, nowymi ludźmi. Moje przenosiny zakończyły się fiaskiem, gdyż w ostatnim meczu przeciwnik wszedł mi wyprostowaną nogą w kolano. Dograłem mecz z myślą, że muszę oddać – człowiek był młody i głupi. Koniec końców był taki, że nogę miałem w gipsie przez dwa miesiące. Po ściągnięciu gipsu nadszedł czas na rehabilitację, a po niej na grę. Niestety po każdym kontakcie z rywalem, zaraz woda zbierała się w kolanie i pomału przestałem wierzyć, że jeszcze zagram. Trwało to bardzo długo, aż wyleczył mnie weterynarz:). Mieliśmy gospodarstwo i podobne objawy miał nasz koń. Wysmarowałem się jego maścią, zapach był niezbyt ładny, a kolano brązowe. Smarowałem kilka dni i w efekcie kolano jest zdrowe jak koń:). Wtedy forma przyszła niesamowita, a w Białce powstała paka na awanse. Forma niepozostała bez echa bo dostałem propozycję gry w Halniaku Maków Podhalański. Pamiętam jak sporą wywołało to aferę: Mentel w rywalu zza miedzy? Serce podpowiadało Tempo, rozum wtedy Halniak – choćby ze względu na to, że grał w wyższej klasie rozgrywkowej. Byłem gotowy na przenosiny, a telefony się urywały. Z jednej strony otrzymywałem wsparcie, a z innej słowa jak możesz zdradzić Białkę?! Myślenia było co niemiara, ale stwierdziłem, że kariery już nie zrobię i zostanę w Białce. Kocham to miejsce, na nikim się nie zawiodłem, tu jest mój dom i mój ruch wyszedł mi na dobre. Gram w najlepszej drużynie w powiecie suskim! Mamy mocny zespół, rodzinną atmosferę i co najważniejsze wyniki. Progres, który wykonaliśmy awansując kolejno z B-klasy do A, a później do ligi okręgowej robi wrażenie. Od kilku ładnych lat gramy nieprzerwanie w lidze okręgowej, będąc na koniec sezonu zawsze w ścisłej czołówce”.
Co sądzą działacze klubu z Białki o „Mentosie”? Zapytaliśmy o to Mariusza Sałaciaka – kierownika drużyny: „Paweł ikona Mentel - nasz wychowanek, który jest w klubie na dobre i na złe. Zostawia tu serce i zdrowie. W swojej karierze zdobył kilka awansów i to we wszystkich kategoriach wiekowych. Brakuje mu tylko tego do IV ligi, ale wierzę, że wkrótce i on nadejdzie. Oby tylko jego ukochana Ewa to wszystko wytrzymała i nadal go wspierała. Zarząd jest dumny, że ma takiego zawodnika”.
Na dzień dzisiejszy Paweł Mentel dyryguje grą Tempo Białki. Jest ostoją, filarem, kręgosłupem drużyny. Fakt, iż Tempo traci najmniej bramek spośród wszystkich drużyn z lig regionalnych potwierdza, że opaska kapitana trafiła we właściwe ręce. Tak więc życzymy zarówno Pawłowi jak i całej drużynie Tempo dalszych sukcesów oraz upragnionego awansu na IV-ligowe boiska!
Sebastian Kurpiel
Z pamiętnika „Mentosa”
„Moją przygodę z piłką nożną zacząłem w piątej klasie podstawówki. Pewnego dnia po szkolnych zajęciach, wracałem z moim przyjacielem Piotrem Targoszem do domu. Wtedy to Piotrek namówił mnie do gry w klubie i bez wahania postanowiliśmy się zapisać do trampkarzy klubu Tempo Białka. Wtedy marzyłem być bramkarzem, ale trener widział mnie w formacji ofensywnej. Szło mi całkiem dobrze, a w sezonie strzelałem po kilkanaście bramek. Po grze z przodu nadszedł czas na zmianę formacji. Kolejni trenerzy widzieli mnie jako obrońcę i na tej pozycji pozostałem do dziś. Teraz wiem, że był to dobry wybór. Obrona to ogromna odpowiedzialność, ale zagrać na zero z tyłu jest uczuciem bezcennym. W tamtych czasach o piłkarski strój trzeba było walczyć, bo rzesza chłopaków była chętna do gry, a jej ciągle było mało. Pamiętam, że mieliśmy założoną taką osiedlową ligę, w której uczestniczyło osiem drużyn i każda miała swoje boisko gdzieś na polu. Rozgrywaliśmy mecze u siebie i na wyjeździe, grając tym samym rola na rolę. Były to całkiem inne czasy niż obecne gdyż nie siedziało się przy kompie tylko z kuplami na boisku. Po etapie gry w trampkarzach nadszedł czas na przejście o level wyżej, a więc na szczebel juniora. W pierwszym sezonie dostaliśmy lekcję życia, spadając z ligi, ale później było już tylko lepiej. Za trenera Marcina Wnętrzaka potrafiliśmy zwyciężać, grać jak natchnieni, zdobywać awanse, wygrywać ligę. Działacze widzieli nasze sukcesy i zaczęli nas wprowadzać w seniorską piłkę. Na początku grałem zarówno w juniorach jak i seniorach, a wszystko zależne było jak układały się mecze. Od sezonu 2006/2007 zacząłem grać już tylko i wyłącznie jako senior w klasie rozgrywkowej B, a pod koniec rundy jesiennej byłem na testach w Gwarku Zabrze. Wszystko było dograne, radość była niesamowita, ale też strach przed nowym miejscem, nowymi ludźmi. Moje przenosiny zakończyły się fiaskiem, gdyż w ostatnim meczu przeciwnik wszedł mi wyprostowaną nogą w kolano. Dograłem mecz z myślą, że muszę oddać – człowiek był młody i głupi. Koniec końców był taki, że nogę miałem w gipsie przez dwa miesiące. Po ściągnięciu gipsu nadszedł czas na rehabilitację, a po niej na grę. Niestety po każdym kontakcie z rywalem, zaraz woda zbierała się w kolanie i pomału przestałem wierzyć, że jeszcze zagram. Trwało to bardzo długo, aż wyleczył mnie weterynarz:). Mieliśmy gospodarstwo i podobne objawy miał nasz koń. Wysmarowałem się jego maścią, zapach był niezbyt ładny, a kolano brązowe. Smarowałem kilka dni i w efekcie kolano jest zdrowe jak koń:). Wtedy forma przyszła niesamowita, a w Białce powstała paka na awanse. Forma niepozostała bez echa bo dostałem propozycję gry w Halniaku Maków Podhalański. Pamiętam jak sporą wywołało to aferę: Mentel w rywalu zza miedzy? Serce podpowiadało Tempo, rozum wtedy Halniak – choćby ze względu na to, że grał w wyższej klasie rozgrywkowej. Byłem gotowy na przenosiny, a telefony się urywały. Z jednej strony otrzymywałem wsparcie, a z innej słowa jak możesz zdradzić Białkę?! Myślenia było co niemiara, ale stwierdziłem, że kariery już nie zrobię i zostanę w Białce. Kocham to miejsce, na nikim się nie zawiodłem, tu jest mój dom i mój ruch wyszedł mi na dobre. Gram w najlepszej drużynie w powiecie suskim! Mamy mocny zespół, rodzinną atmosferę i co najważniejsze wyniki. Progres, który wykonaliśmy awansując kolejno z B-klasy do A, a później do ligi okręgowej robi wrażenie. Od kilku ładnych lat gramy nieprzerwanie w lidze okręgowej, będąc na koniec sezonu zawsze w ścisłej czołówce”.
„Mentos” oczyma kierownika drużyny!
Co sądzą działacze klubu z Białki o „Mentosie”? Zapytaliśmy o to Mariusza Sałaciaka – kierownika drużyny: „Paweł ikona Mentel - nasz wychowanek, który jest w klubie na dobre i na złe. Zostawia tu serce i zdrowie. W swojej karierze zdobył kilka awansów i to we wszystkich kategoriach wiekowych. Brakuje mu tylko tego do IV ligi, ale wierzę, że wkrótce i on nadejdzie. Oby tylko jego ukochana Ewa to wszystko wytrzymała i nadal go wspierała. Zarząd jest dumny, że ma takiego zawodnika”.
El Capitano
Na dzień dzisiejszy Paweł Mentel dyryguje grą Tempo Białki. Jest ostoją, filarem, kręgosłupem drużyny. Fakt, iż Tempo traci najmniej bramek spośród wszystkich drużyn z lig regionalnych potwierdza, że opaska kapitana trafiła we właściwe ręce. Tak więc życzymy zarówno Pawłowi jak i całej drużynie Tempo dalszych sukcesów oraz upragnionego awansu na IV-ligowe boiska!
Sebastian Kurpiel
Dodaj komentarz