Kłamstwo tabeli
Ciemne chmury nad powiatowym El Clásico gromadziły się przez całą dotychczasową rundę wiosenną. Tabela przed pierwszym gwizdkiem mogła sugerować sporą nierównowagę sił w postaci 16-punktowej przepaści, jednak obie drużyny wyszły na boisko z bagażem własnych problemów. Babia Góra całą wiosnę rozgrywa w duchu wciąż modnego minimalizmu, co może zdaje egzamin w hipsterskich mieszkaniach, ale niekoniecznie na boisku. Zaledwie 5 goli skompletowanych w maju wyłączyło już zespół z walki o wyższe lokaty. W Halniaku od dawna nie patrzy się w górę tabeli, tylko rozmasowuje obolałe karki od spoglądania za siebie. Zmiana trenera w newralgicznym punkcie sezonu miała dodać nowych sił w odrzucaniu zakusów Garbarza wobec utrzymania się kosztem Makowa Podhalańskiego. Jedni przystępowali do rywalizacji jako trochę więksi, drudzy jako ktoś, kto z ulgą przyjąłby remis, byleby nie mieć dodatkowych kłopotów.
45 minut bez historii
Słabą wiosnę w wydaniu obu ekip było widać w wielu fragmentach, gdy wysiłki jednych i drugich rozbijały się jednak o kłujący brak jakości. Przyjezdni od początku pilnowali, by nie zrobić sobie krzywdy samemu, jednak to właśnie błędy w ustawieniu na tyłach postawiły Babią przed najlepszymi okazjami w pierwszej połowie. W 27. minucie tylko szybka reakcja Marcina Kopra na kłopoty swojego defensora z opanowaniem długiego wyrzutu z autu do Maciej Stróżaka ugasiła pożar w postaci dość niespodziewanego uwolnienia się w polu karnym zawodnika Babiej Góry. Niecałe 10 minut Artur Kachnic mógł skompletować prawdopodobnie swoją pierwszą asystę w okręgówce. Szybki wykop przez całe boisko w stronę pola karnego rywali przejął Gabriel Janiczak, który po niepewnych ruchach obrony Halniaka miał przed sobą tylko Kopra. Zawodnik gospodarzy zdecydował się na lekki strzał bez prób przyjmowania futbolówki, jednak ta o milimetry minęła słupek. Jedynym pokazem siły Halniaka w pierwszej połowie była akcja zespołowa z 44. minuty, gdy Dorian Łukawski niewiele pomylił się przy swoim strzale chwilę po odebraniu pomysłowego podania piętą od partnera z drużyny.
Druga połowa błędów
Po zmianie stron między 50. a 60. minutą dostaliśmy solidną porcję derbów, czyli prężenie „słownych” muskułów i szpileczek, przy których musiał interweniować główny arbiter. Nie zabrakło też Babiej w najlepszym wydaniu, gdy Grzegorz Talaga ruszył solowo po przejściu piłką nad wślizgiem zawodnika Halniaka, ale wbiegający z impetem Michał Wójtowicz posłał wystawioną piłkę nad poprzeczką.
Bierna postawa Makowa Podhalańskiego dość zaskakująco mogła jednak przynieść coś więcej, niż pilnowany od początku bezbramkowy remis. Nie liczyło się, że drużyna Szymona Krzysztonia praktycznie nie kreowała sytuacji, skoro wystarczyła cierpliwość - „wielbłąd” Babiej Góry pojawił się po godzinie gry. Tomasz Ficek przerwał akcję Grzegorza Talagi w jedenastce Halniaka i oddał piłkę Michałowi Mistarzowi, który bez zastanowienia przerzucił futbolówkę przez całe boisko w kierunku Artura Kachnica. Niefortunna interwencja Dawida Drabika, przy której mocno „pomógł” Szymon Pena, uwolniła napastnika Halniaka także od asysty Przemysława Burligi. Moment później na Mickiewicza dało się słyszeć dźwięki uderzenia dłoni o czoło i słowa, których media nie mogą cytować przed 23:00.
Jak mawia Zbigniew Boniek na Twitterze: „karny jest jak sędzia gwiźnie, proste”. A skoro wszyscy jesteśmy z Suchej Beskidzkiej, będzie to nasz jedyny komentarz o końcówce spotkania. Dla informacyjnej ścisłości oddajmy w tekście sytuację z 88. minuty, gdy Babia Góra rozgościła się w polu karnym Halniaka. Gabriel Janiczak wszedł do strefy jedenastki z prawej strony boiska, przy linii końcowej piłkę przejął Patryk Bala i bez spoglądania za siebie oddał Janiczkowi. Przy próbie wybicia piłki Jakub Wągiel upadł na ziemię i lekko trącił ciałem futbolówkę prowadzoną przez Łukasza Gołuszkę. Głośna interwencja trybun i samych zawodników uruchomiła sędziego, który zdecydował się wskazać na wapno. Reszta była już formalnością dla Macieja Stróżaka. Derby zakończyły się podziałem punktów szanowanym zdecydowanie mocniej przed jedną ze stron. W Babiej Górze z kolei czas na dokładniejsze poszukiwania zaginionej przebojowości, luzu i radości z kopania piłki.
Tomasz Mielczarek