Robert Starowicz wraca na listy strzelców
Najtęższe umysły są zdania, że wehikuł czasu nigdy nie powstanie. Najwidoczniej nie dojechali jeszcze do Suchej Beskidzkiej. W tym sezonie kibice po każdym trafieniu Roberta Starowicza cofali się w czasie gdzieś do pierwszej połowy ubiegłej dekady, gdy imponował skutecznością prawie w każdym spotkaniu. Autor najpiękniejszej przewrotki w historii Babiej Góry (z Sołą Oświęcim) po każdej przerwie w reprezentowaniu suskiego klubu wraca na Mickiewicza jak do siebie. Na inaugurację obecnego sezonu ze Zgodą Byczyną zapisał się na liście strzelców po 3 latach nieobecności w składzie. Co niezwykłe, strzelając Żurawiowi w marcu 2017 roku także miał za sobą pauzę, choć znacznie krótszą, bo w postaci jednego sezonu.
Klubowy rekord strzelecki po raz drugi
Najgroźniejszym rywalem w sierpniowym spotkaniu z Sosnowianką Stanisławiem Dolnym okazała się... natura. Para wodna i saturacja najwidoczniej grały w barwach przyjezdnych - mocne opady deszczu opóźniły rozpoczęcie drugiej połowy. Potrzeba było aż interwencji Jakuba Kociołka (w roli tymczasowego kierownika), by obie ekipy zdecydowały się jednak wyjść z szatni. Zalane boisko nie zwolniło zespołu Łukasza Miki (debiut na Mickiewicza w roli trenera!) przed zaaplikowaniem pięciu goli, co przy dublecie z pierwszej połowy odblokowało achievementy najwyższego zwycięstwa domowego i wyrównania najwyższej wygranej w lidze okręgowej w wykonaniu Babiej Góry.
Babia Góra U21 – Tempo Białka
Przed sezonem zadanie domowe na Puchar Polski brzmiało krótko: odprawić Halniaka w derbowym starciu, a w dalszych rundach pokusić się o niespodzianki. Blisko jej sprawienia było już ćwierćfinale – do przerwy Babia Góra wygrywała z faworyzowanym Tempem Białką. Łukasz Mika zdecydował się na rotacje w składzie, wystawiając po zmianie stron aż 9 zawodników poniżej 21 roku życia. Średnia wieku suskiej drużyny wyniosła rekordowe 19 lat. Debiuty w seniorskim składzie zaliczyli wówczas Kacper Sikora (16 lat), Krystian Pawlica (18) i Szymon Marczyński (15). A jak wiadomo, młodość bywa lekkim synonimem wariactwa i taką też końcówkę zaaplikowała suska młodzież. W 89. minucie Babia Góra wyrównała na 3:3 po rzucie karnym Przemysława Burligi (jedyny „senior” obok Kamila Dyducha w tamtym momencie), a już niecałe 3 minuty później sędzia odgwizdał koniec spotkania z wynikiem... 3:5!
Głowa Dawida Drabika w 93. minucie
To nie był dobry mecz reprezentantów Suchej Beskidzkiej. I paradoksalnie: będzie jednym z tych wspominanych po zakończeniu sezonu. Niekoniecznie przez styl, który w Gorzowie podczas 7. kolejki przez długie minuty był nieobecny, ale dzięki sile kolektywu, jaki pokazała drużyna. Po zawodnikach było widać niezgodę wobec podziału punktów nawet na moment przed końcowym gwizdkiem sędziego. Gdyby Babia Góra mogła być slajdem z wykładu kołcza motywacyjnego o walce do końca i takich tam podobnych epitetach, to rzutem rożnym z doliczonego czasu gry. Z piłką dośrodkowaną przez Macieja Stróżaka z rogu boiska minęła się część graczy obu drużyn przy pierwszym słupku, a dalej stał już Dawid Drabik, który bardziej nawet fartem, niż w pełni przemyślanym ruchem skierował głową futbolówkę w 93. minucie do siatki rywali. Dla 18-letniego defensora, który w Suchej pojawił się niedługo przed pandemią, debiutancki gol nie mógł paść w bardziej pamiętnych okolicznościach.
Rajd Jakuba Talagi na Zatorzankę
Piłkarskie dziełko sztuki, które obiegłoby internety tam i z powrotem, gdyby tylko istniała telewizja z prawami do transmisji spotkań chrzanowskiej okręgówki. Sekwencję wydarzeń zapoczątkował Przemysław Burliga odbiorem piłki rywalowi, po czym szybka przebitka do Piotra Pacygi, a dalej bez zastanowienia posłana futbolówka w stronę wybiegającego już z okolic linii połowy boiska Jakuba Talagi, którego rajd na prawej stronie zakończył się dopiero... wśród kolegów świętujących gola. Po drodze nominalny obrońca minął przynajmniej trzech próbujących przeszkodzić przyjezdnych i na pełnej prędkości wpadł w pole karne, nie dając moment później szans bramkarzowi Zatorzanki. O takich akcjach śnią trenerzy od Manchesteru, przez Liverpool po Kraków.
Jakub Kociołek przypomina sobie o golu
1191 dni czekano w Suchej Beskidzkiej na trafienie Jakuba Kociołka. W tym czasie niektórzy posłali już dzieci do przedszkola, inni wybudowali domy, a część obywateli zdążyła nawet zapomnieć, że w czasach poprzedniego gola kapitana Babiej kadrę Polski prowadził ktoś taki jak Nawałka. Wyjazd w Gromcu był dowodem nie tylko skuteczności treningów (trafienie Nadwiślaninowi w 99% przypominało te z ćwiczeń poprzedzających mecz), ale także tego, że suscy superbohaterowie nie potrzebują peleryn. Kuba o tym, że prawie całe spotkanie rozegrał z urazem nadgarstka lewego dowiedział się... następnego dnia na SOR. A na horyzoncie czekała już zmiana stanu cywilnego. Spoiler: zdążyło się zagoić.
Najfajniejsza akcja Babiej ostatnich lat, po której... nie padł gol
Do dziś nie wiadomo, czy „męskie” słowa, jakie po akcji w końcówce spotkania z Brzeziną Osiek padły ze strony ławki i nielicznej obsługi obiektu (bo pandemia) były podziwem dla całokształtu, krytyką niecelności, czy jednym i drugim. Dość napisać, że gdyby miało to miejsce przy pełnych trybunach, to mielibyśmy ballady melorecytowane jeszcze po latach. Modelowa akcja wydarzyła się wzdłuż prawej linii boiska, gdzie szybkie podania drużyny zakończyły się na Kacprze Burlidze, który odnalazł podaniem Jakuba Talagę, a ten po zwodzie Cruyffa/rulecie oddał salwę... niestety nad poprzeczką. Bon mot w postaci „Jaka szkoda, że Państwo tego nie widzą” powstał właśnie dla takich momentów.
Najlepsze 10 minut Babiej w całym sezonie
Czynniki pozasportowe sprawiły, że Łukasz Mika przed wyjazdem do Żarek całkiem poważnie rozważał odwieszenie butów z kołka, bo poza trenerem listę rezerwowych tworzył Łukasz Gołuszka i Grzegorz Steczek jako zapasowy bramkarz. To właśnie 18-letni pomocnik swoim wejściem w drugiej połowie nie tylko zatrzymał rozgrzewkę szkoleniowca, ale trzema zagraniami kompletnie odmienił boiskowy obraz. Każde z nich w ciągu prawdopodobnie najlepszych 10 minut Babiej w tym sezonie było minimum asystą drugiego stopnia.
Przypomnijmy całość w kolejności chronologicznej. Sygnałem startowym do odrabiania strat było posłanie w 76. minucie przez Gołuszkę ryzykownego dla osób postronnych, ale przemyślanego dla kibiców znających prędkość Gabriela Janiczka, prostopadłego podania, które jednocześnie po zwodzie bez dotknięcia piłki było uwolnieniem się 20-letniego napastnika od pilnującego go rywala. Po przebiegnięciu z piłką sporej części połowy przeciwnika Janiczak posłał asystę wzdłuż pola karnego do dobiegającego Roberta Starowicza, któremu pierwszy strzał zatrzymał bramkarz, ale już po dobitce futbolówka znalazła się za linią bramkową.
Po niecałych trzech minutach, gdy zespół przerwał rozgrywanie rywalom, Gołuszka dość podobnym podaniem uruchomił na lewym skrzydle Piotra Pacygę, który przejął inicjatywę i moment później mocnym strzałem przy słupku, mając przy sobie przeszkadzającego gospodarza, nie dał szans Dawidowi Madei. Dla 26-letniego pomocnika, wcześniej zajętego asystami, był to debiutancki gol w tym sezonie.
Puenta starcia w Żarkach rozegrała się między Gołuszką a Janiczakiem. W 86. minucie drugi z nich trakcie wbiegania do środka pola karnego oddał piłkę młodszemu koledze, a ten przekazał ją w momencie, gdy napastnik nie miał już przed sobą nikogo z obrony miejscowych. Gabrielowi nie pozostało już nic innego, jak dopisać sobie czwarte trafienie w obecnej edycji.
Łukasz Mika wraca z piłkarskiej emerytury
Cofnijmy się do wywiadu z trenerem, gdzie padło pytanie: Spodziewałeś się przed sezonem, że będziesz musiał odwiesić korki z przysłowiowego kołka? Nie zerwałeś całkowicie z graniem, bo w 14. kolejce sprawiłeś nam mały twist fabularny. Po 343 dniach przerwy od ligowego grania wybiegłeś na murawę pod koniec drugiej połowy w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Na co trener odpowiedział: Taki scenariusz nie wchodził wtedy w grę. Poprzednia edycja miała być moimi ostatnimi minutami na boisku. Tak zdecydowałem w momencie objęcia drużyny. Moje wejście przeciwko Kalwiarance i następne występy były spowodowane tylko i wyłącznie małą dostępnością zawodników w końcówce rundy. Z Hejnałem wyszedłem od pierwszej minuty i mając taką przerwę za sobą nie wyglądało to źle. W Kętach nawet nie myślałem o tym, by przejąć od Maćka jedenastkę i skompletować sobie ostatnie trafienie w przygodzie z piłką. Maciek jest jednym z liderów drużyny i tego dnia miał nawet na sobie opaskę kapitańską. Z kolei przeciwko Przytkowicom zaliczyłem jeden ze swoich najsłabszych występów przez te wszystkie lata, ale na szczęście 3 punkty po końcowym gwizdku sprawiły, że nie miało to znaczenia.
Minuty ciszy dla Marka „Lenina” Żmudy
W kolejnych latach na Mickiewicza będzie znacznie ciszej... Październikowe derby z Tempem Białką poprzedziła minuta ciszy dla Marka „Lenina” Żmudy - jednego z najbardziej znanych kibiców Babiej Góry i charakterystycznej postaci trybun z nieodzownym rekwizytem w postaci bębna, który towarzyszył także podczas pożegnania na suskim cmentarzu.
Tomasz Mielczarek