Garbarz Zembrzyce – Górnik Libiąż 1:1
Bramka: Sałapatek
Garbarz: Wieczorek – Ł. Puda, Sałapatek, Kasiński, Harańczyk – Tomczak, Chodźko, J. Burliga, Kuz (46. Teteruk) – Natkaniec (78. Żmudka), S. Puda.
Górnik: Smok – Kułaga, Kmiecik, Tomczyk (46. Szarota), Ambroziak – Wilczak (70. Szczurek), Domagała, Gucik, Patyk, Wójcik – Nędza (82. Żegleń).
W pierwszej połowie więcej sytuacji mieli goście. Mecz - zwłaszcza po przerwie - był jednak wyrównany. W dwudziestej minucie najlepsze sytuacje gości. Najpierw w sytuacji sam na sam z Mateuszem Wieczorkiem znalazł się Wójcik, jednak przegrał ten pojedynek. Chwilę później, po wrzutce Wójcika, Ambroziak spudłował z najbliższej odległości. W 30 minucie, Łukasz Puda oddał strzał z czterdziestu metrów – piłka wylądowała na poprzeczce. Minutę później, po błędzie Wieczorka, Domagała miał piłkę na szesnastce i niemal pustą bramkę, przelobował bramkarza, ale trafił w poprzeczkę. W 37 minucie, Kmiecik uderzył z wolnego, Wieczorek odbił przed siebie, jeden z zawodników gości dobijał, ale trafił w bramkarza. W odpowiedzi próby Chodźki i Kuza nie przyniosły żadnych rezultatów. W 45 minucie, po wrzutce Chodźki, Sławomir Puda oddał strzał głową, jednak piłka poszybowała obok słupka. Tuż po zmianie stron, Garbarz uzyskał prowadzenie po rzucie rożnym. Dośrodkowanie Chodźki, Teteruk przedłużył, a Sałapatek wepchnął piłkę do siatki. W 55 minucie, rajd Tomczaka wrzutka w pole karne, dobre uderzenie Natkańca, ale jeszcze lepsza parada Smoka. Wyrównanie, w 73 minucie, zapewnił Gucik. Domagała wrzucił w pole karne, Gucik przyjął tyłem do bramki, wymanewrował obrońcę i huknął z siedmiu metrów po długim rogu.
- Mecz na poziomie A klasy. Zabrakło kilku podstawowych zawodników, co odbiło się na poziomie naszej gry. Skład był mocno improwizowany, a tak to można grać na poziomie A klasy. Po golu mieliśmy dwie, trzy sytuacje, które powinniśmy strzelić. Wtedy grałoby się łatwiej, byłaby inna rozmowa. A tak rywale wyrównali. Kolejny mecz w którym prowadzimy i wypuszczamy to z rąk – podsumował trener Garbarza, Zdzisław Janik.
- Duży niedosyt. W pierwszej połowie zagraliśmy bardzo dobrze. Siedzieliśmy na połowie Garbarza, stwarzając kilku dogodnych sytuacji. Gra dobra, skuteczność słaba. Przy golu dla rywali popełniliśmy błąd w kryciu. Nie byliśmy gorsi, trochę żal tych dwóch punktów. Mamy swoje problemy, odeszło trzech doświadczonych zawodników, swoje szanse otrzymuje młodzież. Wiadomo, brakuje im jeszcze umiejętności, ale nadrabiają chęciami i wolą walki. Ja na to wszystko patrzę właśnie pod tym kątem. Ogrywają się. Czeka nas trudny, ciężki sezon, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wszystko zaprocentuje – ocenił trener Górnika, Grzegorz Kmiecik.
MKS Babia Góra – Burza Roczyny 6:0
Bramki: Burliga, Choczyński (dwie), Pacyga (dwie), Sumera
Babia: Kachnic – Chrząszcz, Kudzia (88. Stróżak), Burliga, Szarlej – Pacyga (80. Rzeźniczak), Sumera, Kociołek, Wójtowicz (84. Fortuna) – Żmuda (65. Bałos), Choczyński.
Już w pierwszych minutach idealną okazję miał Dawid Sumera, jednak zamiast uderzać zdecydował się podawać do Choczyńskiego - niecelnie. Pierwszego gola zdobył Przemysław Burliga. Obrońca gospodarzy celnie uderzył piłkę z powietrza, po dośrodkowaniu Amadeusza Żmudy z rzutu rożnego. Wynik podwyższył Dawid Choczyński, który wykorzystał błąd bramkarza rywali. Po przerwie przewaga Babiej Góry wzrosła. Po faulu na Choczyńskim sędzia podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Sumera i trafił w poprzeczkę. Piłka do niego wróciła, dobrze ją zastawił, jeden z rywali ostro go zaatakował, a sędzia po raz drugi wskazał na wapno. Dodatkowo wyrzucił obrońcę z Roczyn. Tym razem do piłki podszedł Piotr Pacyga i pięknym strzałem w okienko podwyższył na 3:0. Kolejne bramki w sytuacjach sam na sam zdobyli: Choczyński i Sumera. Wynik ustalił Pacyga. Warto nadmienić, że goście tylko raz zagrozili bramce strzeżonej przez Kachnica. Suszanie górowali pomysłem na grę oraz przede wszystkim szybkością. Pierwsza wygrana stała się faktem. Gratulujemy.
- Wreszcie przełamaliśmy złą serię. Pierwsza wygrana. Mam nadzieję, że to będzie bodziec, że odblokujemy się. Bo nie zasługujemy na miejsce, które zajmujemy. Dodatkowym plusem jest gra na zero z tyłu, co w tej lidze jest rzadkością – powiedział trener Babiej, Sławomir Bączek.
Stanisławianka – Lachy Lachowice 7:1
Bramka: Dawid Kachel
Lachy: Bogacz – Banaś, Radoń, Kąkol (70. Urbanek), Kubieniec (65. M. Kachel) – Daniel Kachel, Dawid Kachel, Stachnik, Małysiak – P. Gach, Pyrzyk.
- Początek mieliśmy niezły, staraliśmy się grać agresywnie. Pierwszy gol dla rywali padł po ładnym strzale z rzutu wolnego. Przy drugim pomylił się Mateusz Kąkol, przy trzecim Tomek Banaś. Później już poszło. Rozegraliśmy najsłabszy mecz w tym sezonie. Jest mi wstyd za drużynę. Rywale byli zdecydowanie lepsi. Gola na otarcie łez – przy stanie 0:7 - zdobył Dawid Kachel. Jestem zawiedziony – ocenił trener Lachów, Krzysztof Chorąży.
Olimpia Zebrzydowice - Grom Grzechynia 1:1
Bramka: Piotr Surmiak
Grom: Krupczak – Dyrcz, Paweł Surmiak, Białończyk, Urbański – Zguda, Nitoń (80. Tokarz), M. Surmiak, Kudzia – Toczek (70. Bogacz), Piotr Surmiak.
Wynik już po kilkunastu sekundach otworzył Piotr Surmiak. Oddał strzał z dalszej odległości, piłka po rękach bramkarza wylądowała w siatce. Pierwsze dwadzieścia minut należało do gości, którzy stworzyli dwie kolejne sytuacje. Dwukrotnie w sytuacjach sam na sam z bramkarzem znalazł się strzelec pierwszego gola, ale zabrakło mu zarówno szczęścia, jak i precyzji. Po przerwie przewagę optyczną mieli miejscowi, ale to Grom miał kolejne szanse na podwyższenie prowadzenia. Jednak ani Toczek, ani Kudzia nie sforsowali bramkarza rywali. Co się później zemściło. W końcówce gospodarze zdobyli gola. Dośrodkowanie w pole karne, za krótkie wybicie piłki przez Białończyka, strzał jednego z zawodników Olimpii i piłka wturlała się do siatki.
- Olimpia to drużyna, która jeśli przegrywa, to minimalnie. W pierwszej części, szybko strzeliliśmy gola, potem mieliśmy jeszcze kilka stuprocentowych sytuacji, które powinny przynieść kolejne. Pierwsza dwadzieścia minut dla nas, potem gra stała się bardziej wyrównana. Po przerwie rywale stali się groźniejsi, ruszyli do przodu. Boisko było słabe, nierówne. Nasi nie potrafili na nim grać. Mimo to mieliśmy dwie, trzy „setki”. Niewykorzystane sytuacje lubią się jednak mścić. Wyrównujący gol łudząco przypominał trafienie Polski w meczu ze Szkocją. Też doliczony czas, też po zamieszaniu. Farfocel – ocenił trener Gromu, Stanisław Klimala.
Błyskawica Marcówka – Huragan Skawica 8:2
Bramki: K. Rak (trzy), Jakub Pindel, Porębski, Kania, Kasprzycki, Pilch
Błyskawica: Brańka – Jacek Pindel, Urbański (73. Pilch), Paczka, Kasprzycki – Nosal, K. Rak, Jakub Pindel (55. Zgudziak), Kania – Suwada (65. Karcz), Porębski.
Prowadzenie Błyskawicy dał Jakub Pindel, który wykorzystał zamieszanie po stałym fragmencie. Drugiego gola z rzutu karnego zdobył Krzysztof Rak. Przeprowadził solową akcję, został powalony w szesnastce i sam wymierzył sprawiedliwość. Trzeciego gola zdobył Marcin Porębski. „Czwórkę” wrzucił Krzysztof Rak, tym razem po efektownym strzale z dystansu. Autorem piątej bramki był Mateusz Kasprzycki. Wrzutka z prawej strony i ładny strzał wolejem. Kolejne bramki strzelili: Mariusz Kania (po dobitce), Krzysztof Rak (solowa akcja) i Piotr Pilch. Trafienie tego ostatniego podchodzi pod określenie „stadiony świata”!
- Wynik bardzo wysoki, trzeba się cieszyć. Ale mogliśmy wygrać wyżej. Od 60 minuty każdy chciał strzelić gola, gra stała się chaotyczna. Marcin Porębski mógł dziś strzelić więcej bramek niż Lewandowski z Wolfsburgiem. Każdego przeciwnika trzeba szanować, ale nie wiem, czy ten mecz jest dobrym wyznacznikiem naszej siły. Rywale mieli swoje problemy – powiedział trener Błyskawicy, Janusz Suwada.
Sosnowianka Stanisław Dolny – Halniak Maków 1:0
Bramka: Mizia
Sosnowianka: Polit – Bryła, Skwarczeński, Konopka, Paśnik (87. Madejski) – Mizia (46. Skórski), Kowalski (46. Szydłowski), Para, Boczarski – Stuglik (89. Gawron), Lisowski.
Halniak: Marzec – Gruca, Lozniak, Marut, Furman – Król (46. Ryszawy), Zając (65. Kmak), Kozieł, Szymula, Mokwiński (70. Gruszeczka) – Dyduch.
- Przeciwnik był w naszym zasięgu. Z przebiegu gry nie byliśmy gorsi. A nawet i lepsi. Bramkę strzeliliśmy sobie sami. W 10 minucie, napastnik rywali wykorzystał indywidualny błąd Michała Grucy i umieścił piłkę w siatce. Oczywiście, do końca spotkania pozostało 80 minut, więc czasu na odwrócenie losów było sporo. Próbowaliśmy. Mieliśmy więcej z gry, dużo stałych fragmentów, jednak nic nie wpadło. Biliśmy głową w mur. Sosnowianka po strzeleniu gola umiejętnie się cofnęła. Szukała okazji do kontrataków, czyli swojej największej siły. Mogło być inaczej, ale w trzeciej minucie Mateusz Król nie wykorzystał sytuacji sam na sam. Gdyby to wpadło... Punkty uciekają, rywale również. Zawodnicy muszą zacząć wyciągać wnioski, ta seria porażek ma na nich duży wpływ. Najbardziej boli fakt, że przeciwnik był w zasięgu. Nie zabrakło dużo, ale jednak… - ocenił trener Halniaka, Krzysztof Wądrzyk.
- Silnie wiejący wiatr utrudnił grę. Gra z obu stron nie wyglądała tak, jak powinna. Halniak mógł otworzyć wynik, ale nasz bramkarz wybronił sytuację sam na sam. Wynik otworzył - i jak się okazało ustalił - Marek Mizia. Obrońca gości popełnił błąd przy wyprowadzaniu piłki, Mizia przejął ją trzydzieści metrów od bramki, przy linii bocznej. Wpadł w pole karne i dopełnił formalności. Później, do przerwy, niewiele się działo. Dużo walki, ale bez żadnych okazji. Po przerwie, Halniak ruszył do przodu, otworzył się, szukając wyrównania. Efekt był taki, że głównie narażali się na kontry. Paweł Skórski uderzył nad bramką, bramkarz wybronił rzut wolny Damiana Skwarczeńskiego, Rafał Lisowski znalazł się sam na sam, minął bramkarza, ale z ostrego kąta trafił w boczną siatkę. Dobrej sytuacji nie wykorzystał też Wojtek Stuglik. W sumie mecz dość wyrównany, byliśmy lepsi o jedną bramkę. Chociaż szans na kolejne również mieliśmy więcej. Niemniej, Halniak zaprezentował się całkiem fajnie. Aż dziw bierze, że w tabeli są tam, gdzie są. Ale to moje zdanie - zrelacjonował kierownik Sosnowianki, Paweł Szczęsny.
Tempo Białka – Orzeł Ryczów 2:0
Bramki: Goryl, Młynarczyk
Tempo: Kłapyta – Bielarz, Kaczmarczyk, Mentel, Harańczyk (55. Puzik) – Drobny, Ficek, Motor, Lenik – Młynarczyk, Goryl.
Jeśli chodzi o gospodarzy, to w pierwszej połowie dwa groźne strzały oddał Sebastian Młynarczyk, dobrej sytuacji nie wykorzystał też Kamil Lenik. W drużynie gości chrapkę na gola miał Pater, ale dwukrotnie przegrał pojedynki z Piotrem Kłapytą. Po przerwie miejscowi ruszyli do ataku. Worek z bramkami otworzył Bartłomiej Goryl, który otrzymał dobre podanie od Młynarczyka, wziął na zamach obrońcę i z zimną krwią posłał piłkę do siatki. Drugie trafienie to niemal kopia. Zamienili się rolami. Asystował Goryl, wykończył Młynarczyk. W końcówce Goryl miał jeszcze jedną sytuację.
- Wreszcie zagraliśmy na swoim normalnym, wysokim poziomie. Dobrze nam się gra z dobrymi drużynami. Pierwsza połowa bez goli, ale obie strony miały swoje sytuacje. Po przerwie dwa ciosy. Dwójkowe akcje Goryla z Młynarczykiem dały nam dwa gole i upragnione trzy punkty. Bardzo dobre spotkanie - w środku pola - rozegrał Bartek Ficek. Ryczów to dobry zespół, grali ciekawie. Ambicja i determinacja była jednak po naszej stronie. Sam Grzegorz Pater po meczu mówił, że zdominowaliśmy ich fizycznie. Cieszymy się – powiedział kierownik Tempa, Mariusz Sałaciak.
Jałowiec Stryszawa – Niwa Nowa Wieś 0:0
Jałowiec: Kobiałka – Bartyzel, K. Jodłowiec, Pindel, Iciek – Gazurek, Okrzesik, G. Jodłowiec, Szwed (77. Bańdura) – Głuszek, Świerkosz.
- Zasłużony remis. Nie było wielkiego widowiska. Jeśli chodzi o nasze sytuacje, to najbliżej trafienia był Głuszek, który oddał strzał z bliska, jednak jeden z obrońców zdołał zablokować tę próbę. Gdyby nie to, cieszylibyśmy się z prowadzenia. Rywale też mieli okazję. Strzał z dystansu, piłka szła za kołnierz Kobiałce, ale Łukasz zdołał przenieść ją nad poprzeczkę – powiedział kierownik Jałowca, Tomasz Steczek.
Jordan Jordanów – Granit Czarna Góra 2:0
Bramki: Romaniak, F. Tyrpa
Jordan: Rypel – Kołodziejczyk, Hodana, F. Tyrpa, G. Tyrpa – Paś (57. Kulak), Wójtowicz, Kowalcze, Kołodziej – Sochacki (58. Dudek), Romaniak (84. Ryś).
Do przerwy miejscowi prowadzili 1:0. Bramkę zdobył Paweł Romaniak. Jeden z obrońców zbyt krótko zagrał do bramkarza, Romaniak to wyczuł i pewnym strzałem ulokował piłkę w siatce. Sytuacje na podwyższenie wyniku zmarnowali Kołodziej, bo zbyt długo zwlekał ze strzałem i Sochacki, trafiając w słupek. Po przerwie wynik z rzutu wolnego podwyższył Filip Tyrpa. Faulowany był Romaniak. Granit się odkrył, szukając bramki. Jordan kontrował często, lecz nieskutecznie.
- Zagraliśmy dobry mecz. Jedynym minusem była nieskuteczność. W pewnym momencie, po kolejnej zmarnowanej sytuacji, nie wytrzymałem i „kopnąłem” w torbę z piłkami. Potrafiliśmy jechać od połowy sam na sam i jeszcze to przestrzelić. Nie wyciągamy wniosków i to mnie martwi. Przed tygodniem prowadziliśmy 3:0, mając kolejne sytuacje, by ostatecznie „zabić” mecz. Nie zrobiliśmy tego i skończyło się remisem. Dzisiaj też zmarnowaliśmy wiele okazji, ale na szczęście trzy punkty pozostały z nami. Granit to dobra drużyna, nieprzypadkowo przez kilka kolejek przewodziła stawce – powiedział trener Jordana, Zdzisław Gacek.
Naroże Juszczyn – Leskowiec Rzyki 1:1
Bramka: M. Ferek
Naroże: Fidelus – Gąstała, Ceremuga, Kulka, Baziński – M. Ferek, Kuszyk, Kryjak (53. Sala), Antosiak - Drobny (85. G. Ferek), Lipka (65. Trybała).
Tuż po wznowieniu gry goście mieli dogodną sytuację. Nieudana pułapka ofsajdowa i zawodnik Leskowca znalazł się sam na sam z Michałem Fidelusem, ten jednak wygrał ten pojedynek. Chwilę później okazało się, że co się odwlecze to nie uciecze. Wrzutka w pole karne, Marcin Ceremuga zbyt krótko wybił piłkę, dopadł do niej zawodnik gości i dopełnił formalności. Naroże wyrównało w piątej minucie. Marcin Ferek przejął piłkę na za polem karnym rywala i bez namysłu kropnął w stronę bramki. Piłka zdjęła pajęczynę, stadiony świata. W kolejnych minutach więcej z gry mieli goście. Sam mecz stał na słabym poziomie. Dużo walki, agresji, mało treści. W drugiej połowie, po jednym z ataków przyjezdnych, gospodarzy uratował słupek.
- Zagraliśmy bardzo słabo. Może dziwnie to zabrzmi, ale ten remis powinniśmy uznać za sukces. Kompletnie nic nam nie wychodziło. I to nie dlatego, że rywale zagrali jakoś niesamowicie, po prostu mieliśmy bardzo słaby dzień. Poziom meczu? B-klasowy. Leskowiec ma w składzie kilku rosłych zawodników, którzy wygrywali większość pojedynków w powietrzu. A my zamiast grać dołem, szukaliśmy długich, górnych zagrań. Bramkę dla nas, po strzale życia, zdobył Marcin Ferek i w tym momencie mecz się dla nas „skończył”. Natomiast goście mieli kilka sytuacji, które o mały włos nie dały im zwycięstwa. W drugiej połowie drugą żółtą kartkę za bezmyślny faul obejrzał Marcin Kuszyk, więc kończyliśmy w osłabieniu – podsumował trener Naroża, Jakub Jeziorski.
Strzelec Budzów – LKS Bieńkówka 3:1
Bramki: D. Gielata, Gałuszka, Trzop - Lewandowski
Strzelec: J. Gielata – P. Burliga (46. Gałuszka), Kwaśniowski, Kąkol, Pawlica – Klimowski, Grygiel (46. Trzop), D. Gielata (75. Reciak), Mateusz Daniel, Marek Daniel – Wrzodek.
Bienia: Zając – Cholewa (80. Sarna), Pęcek, Wojterski, Lewandowski – Knapczyk (46. Sałapat), Chromy, Ciuś, Klimowski, Gąstała (46. Burliga) – G. Sałapat.
Festiwal strzelecki rozpoczął Dawid Gielata, który skutecznie dobił strzał Mateusza Daniela. Wyrównał z rzutu karnego Daniel Lewandowski. „Jedenastkę” wywalczył Tomasz Chromy. Chwilę później drugi karniak. Znowu „ścięty” w polu karnym został Chromy - po ładnej akcji Burligi - i znowu za strzelanie wziął się Lewandowski. Drobna różnica polegała na tym, że tym razem Józef Gielata wyczuł intencje strzelca, zapobiegając utracie gola. Prowadzenie dla Strzelca bezpośrednim strzałem z rzutu wolnego uzyskał Bogdan Gałuszka. Wynik po wrzutce Gałuszki ustalił Krzysztof Trzop.
- Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. Od 50 minuty graliśmy w osłabieniu, po czerwonej kartce dla Patryka Wrzodka. Mimo to pokazaliśmy, że można. Jestem zadowolony z chłopaków, którzy pokazali charakter i pasję. Mecz mógł się podobać, dobre widowisko. Rywale zagrali całkiem nieźle – ocenił trener Strzelca, Łukasz Reciak.
- Jeśli chodzi o grę rywali, to niczym - poza stałymi fragmentami gry – mnie nie zaskoczyli. Pierwsza część gry spokojna, żadna z drużyn nie ruszyła do huraganowych ataków. Bez fajerwerków. Pierwszy gol dla Strzelca padł po stałym fragmencie gry. Po bramce zmieniłem ustawienie. Dużo ożywienia wniósł Krystian Burliga, który łatwo wygrywał pojedynki z rywalami. Mieliśmy dwa rzuty karne. Wykorzystaliśmy jeden. Po tym drugim, niewykorzystanym, mecz się odmienił. Derby kalką poprzedniego meczu, z Marcówką. Nie wyciągamy wniosków. Tam mieliśmy dziesięć sytuacji, dzisiaj pięć. Tam trzy bramki stracone ze stałych fragmentów, dziś też trzy. Na plus: duża liczba kibiców, atmosfera. W końcu „święto piłki”! – powiedział trener „Bieni”, Jarosław Gąstała.
Watra Zawoja – KS Bystra 4:0
Bramki: G. Antosiak (dwie), Kaczmarczyk, Wróblewski
Watra: Wolski – Zięba, Stopka, Basiura, Zguda – G. Antosiak, M. Antosiak, Kaczmarczyk, Dyrcz – Listwan (65. Wróblewski), Bury.
Bystra: Pustuła – Wnętrzak, Kulka, Sroka, Szewczyk – Błachut, Basiura, Wójtowicz, Gałka (46. Rzeszótko) – Bisaga, Mikołajczyk (65. Ciapała).
Wynik strzałem z rzutu wolnego otworzył Grzegorz Antosiak. Po przerwie, Bystra ruszyła do ataków, jednak dwukrotnie na ich drodze stanął Kamil Wolski. Kluczowym momentem była druga bramka, którą po indywidualnej akcji uzyskał Tomasz Kaczmarczyk. Zszedł z piłką do środka i huknął po długim rogu. Trzeciego gola „wypracował” Adrian Bury. Wywalczył karnego, którego na bramkę zamienił G. Antosiak. Strzelanie efektownym lobem zza pola karnego zakończył Eryk Wróblewski.
- Pierwsza połowa dość wyrównana, byliśmy lepsi o jednego gola. W 35 minucie zdobył go z rzutu wolnego Grzesiek Antosiak. Początek drugiej połowy dla gości. Dwukrotnie zmusili naszego bramkarza do dużego wysiłku. Wkrótce wynik podwyższył Kaczmarczyk i od tego momentu przejęliśmy kontrolę. Kolejne bramki były tego potwierdzeniem. Mecz był bardziej wyrównany niż wskazywałby na to wynik – ocenił trener Watry, Łukasz Stopka.
- Mimo wysokiej porażki powiem, że mecz był dość wyrównany. My też mieliśmy swoje sytuacje, ale zabrakło skuteczności. Druga bramka dla rywali podcięła nam skrzydła. Niewiele nam wychodziło. Koncentrujemy się na następnym meczu – powiedział kierownik Bystrej, Stanisław Łazarz.
Żuraw Krzeszów – Dąb Sidzina 4:2
Bramki: Wajdzik (trzy), Targosz - Lipa (dwie)
Żuraw: Pająk – Talaga, G. Kawończyk, Skrzypek, Pilarczyk (46. Nowak) – Wójcik, Ćwiertnia, M. Kawończyk (65. Piątek), Fidelus (40. Targosz) – Łuczak, Wajdzik (85. Korczak).
Dąb: Motor – P. Kostka, J. Kostka, Kolaniak (46. Kulka), Gałka – Jaromin, Handzel, Szpak (85. Nabagło), Sutor (60. Malada) – Lipa, Pastwa.
W pierwszej połowie padły trzy bramki. Pierwsi do siatki trafili goście, a konkretnie Mariusz Lipa. Prostopadła piłka między obrońców, powalczył o nią Mateusz Szpak, ostatecznie trafiła do Lipy, który zrobił swoje. W 28 minucie - wyrównanie. Paweł Wajdzik uderzył bez przyjęcia, a piłka wpadła do siatki. Nie bez winy przy tym golu pozostał bramkarz przyjezdnych. Tuż przed zmianą stron po raz drugi trafił Wajdzik. Trzeci cios po rzucie rożnym zadał Targosz, a strzelanie dla miejscowych, po solowej akcji, zakończył Wajdzik. Dąb nie zrezygnował i zdobył jeszcze jednego gola. Po dośrodkowaniu Pastwy, Mariusz Lipa wyskoczył najwyżej i wpakował piłkę do siatki.
- Podejmowaliśmy wicelidera, w dodatku bez kilku zawodników, takich jak Zawora, Baca czy Madejczyk. Straciliśmy bramkę przez gapiostwo naszej defensywy. Wytrzymaliśmy to i zdołaliśmy się podnieść. Na przerwę schodziliśmy z prowadzeniem. Pierwsze minuty po zmianie stron pod dyktando gości, którzy grali z wiatrem i chcieli odrobić straty. W końcu jednak doszliśmy do głosu i strzeliliśmy dwie kolejne bramki. W końcówce rywale zdobyli gola numer dwa. Końcowy rezultat nie jest przypadkowy, zasłużyliśmy na trzy punkty – podsumował trener Żurawia, Jacek Kudzia.
- Wynik jest trochę krzywdzący. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy przegrać jedną bramką, może pokusić się o remis. Mamy problemy kadrowe. Z pięciu nominalnych obrońców do dyspozycji miałem dwóch, z przymusu w tyle zagrał Kolaniak i już w przerwie zszedł z urazem. Pierwszy gol dla Żurawia padł po błędzie naszego bramkarza, trochę nas to podłamało. Niestety nie podołaliśmy. Rywale okazali się lepsi – ocenił trener Sidziny, Mariusz Zawiła.
Mateusz Stopka