Osoby, które znają Marcina doskonale wiedzą, że tkwił w nim ogromny talent, potencjał i gdyby nie ciążąca na nim plaga kontuzji - pewnie dziś grałby w jednej z najwyższych klas rozgrywkowych. Zawodnik ten niegdyś uchodził za jednego z najlepiej zapowiadających się piłkarzy w naszym powiecie. Szanse wypłynięcia na szerokie wody miał w juniorach Górnika Zabrze, lecz tam w szczytowej formie - piłka pokazała swoją antypatię w stosunku do niego. Z jak wielkimi problemami zdrowotnymi borykał się ten chłopak? Dziewięciokrotnie został położony na stół operacyjny – liczba ta z pewnością przeraża.
Ciężko namówić było Marcina na ten artykuł - co oczywiste dziwić nie może. Wszak powrócić do urazów z przeszłości, mających skutki do dziś to zdecydowanie sprawa niełatwa. Jak to wszystko wyglądało? Piłkarskim kryminałem byłoby nie przeczytać…
„Z pamiętnika Marcina Jabconia”
„Swojego pierwszego kontaktu z piłką nie pamiętam i musiało mieć to miejsce kiedy nie zacząłem jeszcze mówić. Mama zawsze mi powtarzała, że byłem nad wyraz energicznym dzieckiem i ciężko było mnie upilnować. Myślę, że zainteresowanie piłką nożną zrodziło się w szkole podstawowej gdzie poznałem kolegów, z którymi mogłem grać. W tamtych czasach nie było takich boisk, orlików jak dziś, ale radziliśmy sobie z tym doskonale. Pamiętam dobrze nasze mecze, które rozgrywane były na niezagospodarowanym kawałku pola. Takim między rzeką a lasem. Zbijaliśmy tam drewniane bramki i jedna drużyna musiała biegać z piłką do góry, a druga w dół. Tak więc warunków ligowych nie mieliśmy, ale zapał był ogromny. Gdy miałem siedem lat - tata zawiózł mnie na trening Halniaka do Makowa Podhalańskiego. Tam szło mi całkiem nieźle, choć w Makowie trenowałem stosunkowo krótko. Przeniosłem się do Naroża Juszczyn, gdzie miałem o wiele bliżej. Tam zaaklimatyzowałem się od razu i spędziłem dobrych parę lat – bodajże osiem. Jako drużyna żaków spisywaliśmy się w powiecie bardzo dobrze. Wygraliśmy nawet ligę, a mi udało się zdobyć króla strzelców. Trenował nas wtedy Janusz Sasuła, którego wspominam bardzo mile. Miał fantastyczne podejście do dzieci i sporą trenerską wiedzę. Wychował wielu solidnych piłkarzy w tym między innymi Łukasza Burligę. Po spędzonych latach w Juszczynie, a konkretnie na rok przed zakończeniem gimnazjum - pojechałem na testy do Gwarka Zabrze czyli do bardzo renomowanej Szkółki Piłkarskiej gdzie karierę zaczynali między innymi Łukasz Piszczek, Kamil Kosowski czy Marcin Kuźba. Trenowałem tam trzy dni, po czym otrzymałem zaproszenie na główny nabór, który miał miejsce kilka miesięcy później. Niestety nie dostałem się wtedy do Gwarka. Nabór ten obserwowało wielu dobrych trenerów i skautów piłkarskich. Jeden z nich zainteresował się moja osobą i zaprosił mnie na testy do szkółki piłkarskiej Remes Opalenica, która współpracowała z Lechem Poznań. Zamiast do Opalenicy wybrałem się na testy do MSPN Górnik Zabrze. Trenowałem tam przez tydzień ze starszym rocznikiem pod okiem trenera Mariana Bechera. Notabene rocznik 1989-90 był jednym z najlepszych roczników juniorskich Górnika. W tej drużynie trenował wtedy aktualny reprezentant Polski - Łukasz Skorupski. Już wtedy bardzo wyróżniał się jako bramkarz. Testy poszły mi dobrze i dostałem się do Górnika. W wakacje 2007 roku przeprowadziłem się do Zabrza i zacząłem treningi pod czujnym okiem trenera Urbana. Zamieszkałem w tzw. Bursie – taki internat, gdzie mieszkali zarówno zawodnicy Górnika jaki i Gwarka. Byliśmy podzieleni piętrami. Początki były bardzo trudne, a ja jako, że nie pochodziłem z miasta tylko z małej wsi Wieprzec - musiałem nauczyć się trochę innego życia. Prócz trenowania w nowym klubie rozpocząłem również naukę w nowej szkole - II LO w Zabrzu. W klubie treningi odbywały się dwa razy dziennie. Nie byłem przyzwyczajony do tylu jednostek treningowych, ale byłem ambitny i zdeterminowany do ciężkiej pracy. W śląskiej lidze juniorów zadebiutowałem w meczu z BKS-em Bielsko Biała. Wszedłem w drugiej połowie i strzeliłem bramkę. Mimo tego na kolejny mecz nie znalazłem się nawet w osiemnastce meczowej. Byłem oczywiście zawiedziony, ale nie odpuszczałem i trenowałem jeszcze mocniej. Niestety wkrótce zaczęły się problemy z kolanem. W październiku tego samego roku przeszedłem artroskopię kolana. Udało mi się jednak w niedługim czasie powrócić do treningów, a w międzyczasie przejął nas trener Marek Mazurek. Nie oceniając w żaden sposób trenerów, zmiana ta naturalnie ożywiła rywalizację o skład w zespole. Stopniowo wracałem do pełnej dyspozycji i poprawiłem się o wiele motorycznie. Po około trzech miesiącach od zabiegu złapałem dobrą formę. Wciąż brakowało mi jednak ogrania meczowego, a co za tym idzie - pewności siebie. Zyskałem ją dopiero w meczu, który był dla nas najważniejszym w lidze – derby z Gwarkiem Zabrze. Górnik z Gwarkiem od lat konkurował o mistrzostwo śląskiej ligi juniorów. Mimo, iż nie grałem wcześniej w pierwszym składzie czułem, że mam ogromną szansę by wyjść od pierwszych minut i tak też się stało. Osobiście miałem w tym meczu wiele do udowodnienia. Udało się i wygraliśmy 3:1, a ja zdobyłem bramkę na 1:0. Ogólnie całe spotkanie wyszło mi bardzo dobrze i od tego momentu przebiłem się do składu. Niestety moja radość trwała zaledwie przez cztery następne mecze gdyż podczas treningu (dzień przed meczem z GKS-em Jastrzębie) strzeliło mi kolejny raz lewe kolano. Przeszedłem kolejno dwie nieudane operację i dopiero trzeci zabieg w klinice w Żorach się powiódł. Do treningów wróciłem dopiero po półtorej roku. Chcąc grać wyżej trzeba było się pokazać w meczach, a ja z moimi zaległościami miałem małe szanse na występy w Górniku. W tym czasie pojawiła się okazja przenosin do juniorów Piasta Gliwice gdzie teoretycznie mógłbym grać, ponieważ potrzebowali zawodnika na moją pozycję. Kluby jednak nie porozumiały się i nie otrzymałem zgody na przejście. Prezes drużyny zaproponował mi w zamian chwilowe wypożyczenie do seniorów Walki Zabrze. Po zakończeniu gry w juniorach - część chłopaków z naszej ekipy miała trafić do Młodej Ekstraklasy, a reszta wraz z mniej dysponowanymi na ten moment zawodnikami z pierwszej drużyny Górnika miała utworzyć nowe rezerwy, w których również miałem kontynuować grę. Mój dylemat z tym co dalej zakończyła ponowna kontuzja kolana i kolejna operacja. Dokończyłem liceum i zdałem maturę. Rodzice widząc co się dzieję zaczęli naciskać bym przewartościował priorytety i poszedł na studia. Ja sam zaś chciałem wrócić na chwile do domu, żeby na spokojnie się po tym wszystkim pozbierać. Poprosiłem Prezesa o półroczne wypożyczenie do Naroża Juszczyn na co wyraził zgodę. Po przebytej rehabilitacji zacząłem treningi z juniorami Naroża – podopiecznymi wtedy trenera Dariusza Klimasary. Po pewnym czasie zacząłem trenować już z seniorami, których wtedy prowadził Zdzisław Gacek. Rozegrałem z nimi prawie całą rundę premiowaną awansem do A klasy. W niej niestety już nie zagrałem przez moje nieszczęsne kolano, które znów o sobie przypomniało. Zrobiłem przerwę od piłki nożnej na prawie dwa lata. Była to dla mnie niezwykle ciężka decyzja. Po tym czasie za namową Prezesa klubu Krzysztofa Sarny spróbowałem jeszcze coś pograć. Seniorów przejął w tym czasie trener Maciej Melzer. Przetrenowałem niespełna miesiąc i w pierwszym meczu trener wpuścił mnie na połowę. Na kolejny mecz już nie pojechałem, ponieważ rozwaliłem drugie kolano. Wiedziałem, że prędzej czy później to nastąpi, ponieważ miałem w tym kolanie identyczne objawy, a lekarz zwracał mi już uwagę na genetyczną podatność do tego typu kontuzji. Miałem jednak nadzieję, że trochę się nacieszę grą zanim to się wydarzy. Po tym incydencie całkowicie zrezygnowałem z piłki nożnej na poziomie klubowym. Zacząłem studiować, a w międzyczasie zrobiłem uprawnienia trenerskie - jednak nie wykorzystuje ich zawodowo. Miłość do piłki nigdy mi nie przejdzie. Zdrowie jednak nie pozwala na regularne treningi, a bez takich nawet w A-klasie nie można być w takiej dyspozycji by solidnie się prezentować. Zacząłem również rekreacyjne grać w piłkę na orliku, lecz nawet to dane mi nie jest gdyż obecnie czeka mnie kolejny zabieg. Na koniec chciałbym powiedzieć, że ciężko było mi zgodzić się na ten artykuł, ponieważ w dalszym ciągu ciążą mi niepowodzenia, których doznałem przez kontuzję. Nie wszystkie wymieniłem gdyż nie chcę żeby wyglądało to jak gorzkie żale z kazaniem pasyjnym. Głupio się czuję z tym, że mógłbym więcej opowiadać o medycynie sportowej niż o profesjonalnej piłce nożnej w moim wykonaniu. Jednak trzeba zdać sobie sprawę z tego, że sport to nie tylko wielkie sukcesy ale również ogromne porażki. Pomimo mojej niespełnionej przygody z całym przekonaniem mówię, że nie żałuję. Próbowałem, chciałem lecz ambicje przerosły możliwości. Wszystkim młodym zawodnikom z podobnymi marzeniami życzę dużo zdrowia i sukcesów, a tym przechodzącym kontuzję – wytrwałości”.
Podsumowując. Powyższe ukazuje, że Marcin wykazał się wielką ambicją, bo kto po tak wielu urazach byłby zdolny się podnieść i walczyć dalej?! Piłka nożna dla niego to coś więcej niż pasja – to miłość, która w tym przypadku została nieodwzajemniona. Urazy, kontuzje, rany to nie tylko ból fizyczny ale zwłaszcza psychiczny. Ślad po nich pozostaje na stałe w pamięci, a niespełnione marzenia rodzą pytanie: Jak potoczyłaby się kariera gdyby nie podatność na kontuzje? W odniesieniu do Marcina – możemy gdybać, ale na to pytanie niestety już nigdy nie poznamy odpowiedzi.
Sebastian Kurpiel