Policja prowadzi wyjaśnienia w sprawie zbyt późno zamkniętych rogatek na przejeździe kolejowych w Suchej Beskidzkiej. Według wstępnych ustaleń to nie dróżniczka ponosi winę za otwarte rogatki.
Jak już informowaliśmy we wtorek w Suchej Beskidzkiej doszło do niebezpiecznego zdarzenia. Gdy do przejazdu drogowo- kolejowych na ulicy Piłsudskiego zbliżał się pociąg, rogatki były otwarte.
Według ustaleń policji o godzinie 17.12 ze stacji Maków Podhalański odjechał pociąg Intercity relacji Zakopane – Warszawa Wschodnia. Zgodnie z procedurą fakt ten dyżurna ruchu powinna zgłosić dróżniczce w Suchej Beskidzkiej. Jednak tak się nie stało. W efekcie czego, gdy pociąg zbilżał się do przejazdu kolejowo-drogowego kategorii „A” przy ul. Piłsudskiego rogatki były otwarte. Maszynista widząc taką sytuację podał sygnał dźwiękowy tzw. „baczność”, nacisnął na hamulec i zatrzymał skład. Dróżniczka po usłyszeniu sygnału natychmiast rozpoczęła zamykanie rogatek.
Zdarzenie wyglądało bardzo groźnie, gdyż jak twierdzą świadkowie chwilę przed pociągiem przez przejazd, przejeżdżał samochód.
Postój pociągu trwał około 2 min, po czym skład odjechał w dalszą trasę zgodnie z rozkładem jazdy.
W chwili obecnej policja prowadzi śledztwo w sprawie sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym.
Wyjaśnienia mają dać odpowiedź, dlaczego dyżurna ruchu z Makowa Podhalańskiego nie powiadomiła dróżniczkę w Suchej Beskidzkiej o jadącym pociągu.
Według ustaleń policji w chwili zdarzenia obie kobiety były trzeźwe.