Mecze towarzyskie przed Euro
Przed Euro 2016 wykorzystaliśmy dwa terminy gier towarzyskich – marcowy i czerwcowy, w których zagraliśmy cztery spotkania. Mecze wiosenne były dla nasz szczęśliwe – najpierw pokonaliśmy w Poznaniu zawsze groźnych Serbów 1:0 po golu Kuby Błaszczykowskiego, a trzy dni później na Stadionie Miejskim we Wrocławiu nie daliśmy szans Finom, gromiąc ich 5:0. To między innymi w tym spotkaniu bilety do Francji wywalczyli sobie Filip Starzyński i Paweł Wszołek (który ostatecznie nie pojechał na Euro z powodu kontuzji). W czerwcu z kolei chodziło już tylko o szlifowanie taktyki przed czempionatem i niezłapanie żadnej kontuzji. Na początek zmierzyliśmy się z bardzo silną ekipą Holandii, ulegając jej 1:2 w Gdańsku, a następnie w Krakowie, po dosyć bezbarwnym meczu, bezbramkowo zremisowaliśmy z Litwinami. Wyniki z tych spotkaniach, oraz zaprezentowany styl, zaświeciły delikatną lampkę ostrzegawczą przed Euro 2016.
Historyczne mistrzostwa
Okazało się jednak, że zupełnie niepotrzebnie. Nasi reprezentanci pokazali we Francji wszystko to, z czego znani byli w eliminacjach – walkę, nieustępliwość, dobre zgranie oraz skuteczność. A do tego doszło jeszcze trochę szczęścia… Eksperci z bloga Sportowy Ring tonowali nastroje, jednocześnie podkreślając nasze atuty. Wszyscy pamiętamy w jaki sposób je wykorzystywaliśmy podczas skromnych zwycięstw z Irlandią Północną i Ukrainą oraz satysfakcjonującego remis Niemcami. To jednak był dla Polaków dopiero początek. Wszystkie siły rzuciliśmy na 1/8 finału ze Szwajcarią i choć w drugiej części dogrywki oddychaliśmy już przysłowiowymi „rękawami”, to zostało nam wystarczająco dużo siły, by lepiej wykonać serię „jedenastek”. Nasz udział na Euro zakończył się w kolejnej rundzie, na Portugalii. Do dziś wielu kibiców czuje żal, bo gdyby Kuba Błaszczykowski tym razem trafił z 11 metrów, to mielibyśmy szansę przejść do półfinału, a tam przecież nie czekałby na nas wielki potentat, tylko rewelacyjna, ale jednak nie najsilniejsza w stawce Walia. Nie ulega jednak wątpliwości, że po tylu latach posuchy turniej we Francji trzeba było uznać za bardzo udany, co potwierdziły późniejsze wielomilionowe transfery naszych reprezentantów.
Jesienne mecze eliminacyjne i towarzyskie
Wszyscy mieli nadzieję na przedłużenie dobrej formy z turnieju na kolejne mecze eliminacyjne. Początek wrześniowego spotkania z Kazachstanem dokładnie na to wskazywał – gole Kapustki i Lewandowskiego przed przerwą dawały nam spokojne prowadzenie. Niestety, w drugich 45 minutach daliśmy się momentami zepchnąć do defensywy i dzielni Kazachowie wyrównali i dowieźli jeden punkt do końca. Miesiąc później Polacy mieli zmazać złe wrażenie z Astany w spotkaniach z Danią i Armenią. Przeżyliśmy małe deja vu – z 3:0 zeszliśmy 3:2, ale bardzo ważne trzy punkty stały się faktem. Kilka dni później słynne, wymęczone, wyszarpane w ostatniej akcji spotkania 2:1 z Armenią i… słynna afera alkoholowa. Kto wie, jak wyglądałyby mecze z Duńczykami i Ormianami, gdyby paru graczy trochę nie „zabalowało” na zgrupowaniu…
Listopad tylko potwierdził naszą klasę. Polacy bardzo chcieli zrehabilitować się po nieco rozdmuchanej przez media aferze z alkoholem w tle i bardzo skoncentrowani przystąpili do starcia z Rumunami. Co tu dużo pisać – niemal pełne 90 minut kontroli na boisku i trzymania Rumunów z dala od naszej bramki oraz zabójcza skuteczność, pozwoliły nam wyjechać z Bukaresztu z wynikiem 3:0. Wynik 1:1 w towarzyskim starciu trzy dni później ze Słowenią, uzyskany rezerwowym składem, już tylko był materiałem do analiz, który miejmy nadzieję przyniesie Adamowi Nawałce dużo informacji na temat potencjalnych zmienników.
Zapewne wszyscy kibice życzyliby sobie co najmniej tak samo dobrych wyników w przyszłym roku. Nie ulega wątpliwości, że znacząco przybliżyłyby nas one do finałów kolejnych mistrzostw świata, w których, kto wie, może zajdziemy jeszcze dalej niż na Euro?
Artykuł Partnera