Dodano dnia 04.05.2024, 07:38
133 rocznica urodzin Zygmunta Klewskiego, więźnia niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz.
Poznajcie Zygmunta Klewskiego. Urodził się 18 kwietnia 1891 roku w Suchej. Był inżynierem. Do KL Auschwitz trafił transportem z 4 listopada 1941 roku. W transporcie tym znalazł się również Bolesław Gaczek z Suchej Beskidzkiej, który był księdzem zakonnym, oraz Kazimierz Lipka – brat zakonny.
Lubię to
„4 listopada 1941 roku numerami od 22399 do 22418 oznaczono 20 więźniów skierowanych z więzienia Montelupich w Krakowie do KL Auschwitz przez Sipo u. SD. Więźniów dostarczono do obozu samochodem ciężarowym, którym dowieziono ich aż pod blok 26, gdzie mieściła się łaźnia. Po przejściu procedury rejestracji, nowo przybyłych umieszczono w bloku nr 9.”
KSIĘGA PAMIĘCI
Od tamtego czasu Zygmunt Klewski stał się numerem 22405. Jak wspomina były więzień Kazimierz Sowa i syn Władysław Klewski:
„«Byłem z Zygmuntem Klewskim skuty jednym łańcuchem w czasie transportu z Montelupich do Oświęcimia. Wtedy go poznałem. Zgadywaliśmy, dokąd nas wiozą: do Krzesławic na rozwałkę czy do Oświęcimia. W czasie tej jazdy Zygmunt Klewski zaczął śpiewać Pod Twą obronę i inne pieśni. Pięknie śpiewał. Gdybym taką scenę zobaczył wcześniej w kinie, uznałbym ją za wymyśloną. Nie umiem wyrazić, co znaczył dla nas ten śpiew. Gdy znalazłem się po wojnie w Oświęcimiu, wziąłem zdjęcie Zygmunta Klewskiego, złączyła nas najkoszmarniejsza poodróż w życiu».(…)
Władysław Klewski dopiero u mnie zobaczył oświęcimskie zdjęcie ojca. Wpatrywał się w nie przez dłuższą chwilę i powiedział:
«Tak, to on. Jego oczy. Ale rozumiem, że nikt poza bliskimi nie byłby w stanie go rozpoznać na tym zdjęciu. To był człowiek zadziwiający energią. Pełnił rozliczne funkcje. Śpiewał w Chórze Cecyliańskim. Nawet przez pewien czas był prezesem tego chóru. Wolałbym tego zdjęcia nie zamieszczać w książce. Wybrałem zdjęcie w mundurze wojskowym, który ojciec przywdziewał na wszystkie święta państwowe. Zamierzał kiedyś nawet zawodowo służyć w wojsku.
Dopiero teraz, tyle lat po wojnie, poznałem inż. Kazimierza Sowę, który miał kontakt z ojcem w ostatnich tygodniach jego życia. Dopiero od niego – wówczas 19-letniego więźnia dowiedziałem się, że ojciec był osadzony w bloku 9, a później w 5a, że pracował w komandzie Bunawerke, jednym z najcięższych. Zrywali ich o trzeciej rano i pędzili 7 kilometrów. Ja sam przeżyłem Gross-Rosen, wiem, co to znaczy. K. Sowa potwierdził, że ojciec zmarł w obozie. A matka do końca życia (zmarła w marcu 1983 roku) nie uwierzyła w jego śmierć. Mimo, że otrzymała telegram z zawiadomieniem o jego śmierci 28 listopada 1941 roku o godzinie 7.45. (…)”
Cześć Jego pamięci!
Autor: Sebastian Śmietana
Dodaj komentarz